środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 6: Aranei



Lexy i Jenny zziajane wbiegły do sali. Już drugi raz prawie spóźniły się na zajęcia. Rozejrzały się, sala cały czas wyglądała tak samo- ławki poukładane były w trzy półkuliste rzędy, na samym środku stało biurko profesora Flitwicka, który siedział na stosie poduszek. Zasiadły w ławce obok Kathleen i otoworzyły podręczniki od zaklęć.
- Co się stało?- przyjaciółka w mig odkryła, że bliźniaczki są zdenerwowane.
- Snape chce, byśmy powtórzyły szlaban dzisiaj wieczorem.- mruknęła Jenny.
- Dlaczego?- Kathleen nie kryła oburzenia.
- Powiedzmy, że nasze sprzątanie go nie zadowoliło.- Lexy skrzywiła się.
- Już ja sobie z nim porozmawiam!- Kathleen machnęła groźnie ręką.
- Właśnie o to chciałyśmy cię poprosić.- zachichotały bliźniaczki.
- Proszę o spokój!- Profesor Flitwick zazwyczaj był łagodny, ale nie lubił hałasu na swoich lekcjach. Było to dla niego bardzo nieprzyjemne, gdyż odznaczał się niskim wzrostem i niezwykle piskliwym głosikiem. Przekrzyczenie bandy rozwrzeszczanych uczniów graniczyło z cudem.
- Dzisiaj poznamy kilka przydatnych zaklęć. Proszę wyciągnąć różdżki.
Lexy i Jenny z przerażeniem obmacywały kieszenie szat.
- Ja go normalnie zabiję!- syknęła Jenny.- Snape nie oddał nam różdżek!


                                        *************************************

- Co za dzień...- westchnęła Kathleen, rzucając się na łóżko. - Już się martwiłam, że Snape nie ustąpi.
- Rzeczywiście, był dzisiaj wyjątkowo wkurzony.- przyznała Lexy.- To chyba przez ten kociołek...
- Jaki kociołek?!- Kathleen złapała się za głowę.
- Nieważne.- powiedziały równocześnie bliźniaczki, uśmiechając się porozumiewawczo.
- No dobrze, w takim razie zdradźcie, jak tam pierwsza randka z Niallem i Thomasem?-
Kathleen uśmiechnęła się, figlarnie ,,falując" brwiami.
- Daj spokój.- Jenny popukała się po czole.- Po prostu mieliśmy razem szlaban. Niall i Thomas to fajni kumple, ale poza tym...
- No słucham.
- Wariaci.- dokończyła Lexy.
- Przynajmniej do siebie pasujecie.- przyjaciółka wytknęła przekornie język.
- Ej... Pożałujesz!- bliźniaczki rzuciły się na Kathleen okładając ją poduszkami.
 Nie przeszkadzało im to, że większość Krukonek przyglądało im się z pogardą, zwłaszcza Elise, która prychała na nie z nad książki. Po 10 minutach dziewczyny zaprzestały bitwy.
- Dobranoc.- powiedziała Kathleen, wsuwając się pod kołdrę.
- Dobranoc.- odpowiedziały bliźniaczki, człapiąc do swoich łóżek.

Kathleen długo nie mogła zasnąć. Podczas gdy bliźniaczki chrapały jedna przez drugą, ona smętnie spoglądała na kalendarz. Z każdą godziną było co raz bliżej do meczu Quiditcha. Co wybrać? Czy przynieść chwałę swojemu domowi? A może odpuścić Victorowi i zdobyć jego wdzięczność? Nie. To głupi pomysł. Nie może tego zrobić, gdy wszyscy na nią liczą. Jutro przedostatni trening. Po jutrze starcie. Taki był plan. Z zamyśleń wyrwały ją pomruki bliźniaczek, z których wyłowiła kilka zdań.
- Ty stary... wstrętny... nietoperzu...- pomstowała przez sen Lexy
- Kat...musisz wygrać... musisz wygrać...- mruczała Jenny.
- Wariaci...- Lexy potoczyła się na drugi bok.
- Mamusiu... jeszcze chwileczkę...- marudziła Jenny wykopując poduszkę.
Kathleen zaśmiała się. Nawet przez sen jej przyjaciółki były takie zabawne.

                                            *************************************

Kathleen, Jenny i Lexy spożywały śniadanie w Wielkiej Sali. Mogły jeść tyle ile zechciały, nie martwiąc się o figurę, w końcu były metamorfomagami. Odłożyły sztućce, zastanawiając się, co przyniesie im drugi dzień w tym roku szkolnym.
- Incendio.- gdy wstały od stołu usłyszały za sobą głos, należący do dziewczyny.
Po chwili Lexy ztrąciła płomyk ze swojej szaty. Przyjaciółki gwałtownie się odwróciły. Za nimi stała bardzo ładna uczennica w szacie Slytherinu.
- Masz jakiś problem?- zapytała Kathleen.
- Ależ skąd... Chciałam się tylko przedstawić.- uśmiechnęła się nieco złośliwie.- Jestem Aranei. Podobnie jak Wy uczęszczam do czwartej klasy.
- To niemożliwe, nigdy wcześniej cię nie spotkałyśmy.- zdziwiła się Jenny.
- Miałam lekkie opóźnienie, dlatego przyjechałam dzisiaj rano. Przez poprzednie trzy lata uczyłam się w Dumstrangu, ale przeprowadzka zmusiła mnie do zmiany szkoły. - wyjaśniła.
- Nigdy nie słyszałam, o takim przypadku.- Kathleen była trochę podejrzliwa.- W każdym bądź razie witamy w Hogwarcie.- dodała.
- Jeśli myślisz, że się cieszę z powodu wylądowania w tej żałosnej budzie, to głęboko się mylisz.- zaczęła Aranei, bawiąc się swoją różdżką.-Z tego co wiem funkcjonuje u was taka lekcja jak ,,Obrona przed czarną magią". W Dumstrangu nie uczą jak się bronić przed czarną magią, tam uczą jak ją stosować.
- To raczej nie powód do dumy.- Kathleen postanowiła zakończyć rozmowę.
- No cóż, nie lubię wiele o sobie mówić... Ty jesteś Kathleen, prawda?- oparła swoją rękę na ramieniu Krukonki.- Podobno niezła z ciebie ścigająca. Życzę powodzenia na jutrzejszym meczu Quiditcha. Z tego co wiem, nie ominie cię również starcie ze Slytherinem.- odeszła, dumnie maszerując.

- Chodźmy na zielarstwo.- Lexy pociągnęła za sobą Jenny i Kathleen. Tą ostatnią w połowie drogi zatrzymał Victor:
- Kat, mogę Cię prosić na słówko?
Dziewczyna była podekscytowana, nie pamiętała, kiedy ostatnio zwrócił się bezpośrednio do niej.
- Jasne.- wydusiła po chwili z siebie.
- No więc... eee... chciałem ci żyć powodzenia na jutrzejszych zawodach.
- Dzięki...yyy...Ja tobie Też.- uśmiechnęła się, za wszelką cenę starając się nie zarumienić.
- No to...chyba tyle... Będę już spadał.- powiedział chłopak.
- Ja też.-odpowiedziała.
Kathleen ruszyła w prawą stronę, nie wiedząc, że stojący na przeciwko niej Victor, zrobi to samo. Następnie oboje postanowili skręcić w lewo. Czynność powtórzyli kilka razy, aż w końcu się zderzyli. Po chwili dziewczyna leżała na Victorze. Zmieszana wstała.
- Przepraszam. To moja wina.- powiedzieli równocześnie.
Zaśmiali się. Victor odprowadził ją pod samą szklarnię, a sam pobiegł na transmutację. Kathleen obawiała się, że jutro nie będzie jej tak do śmiechu...

-----------------------------


Ten rozdział dedykowany jest Marcie B. z okazji wyprawianych urodzin :-) , a także naszej czytelniczce, która wymyśliła Aranei.













3 komentarze:

  1. Dzięki za dedykację ;)
    Fajny rozdział; coś mam wrażenie, że Victor odwzajemnia uczucia Kat, ale to tylko moje przeczucia ^^
    Aranei.. hm.. Jak dla mnie wyszła Wam idealnie, gdyby nie to, że pierwsza się przedstawiła, albo choćby to, jak powiedziała, że nie lubi o sobie mówić (gdyby nie lubiła, to nie mówiłaby nawet tego, prawda? ;d). No ale to wasze opowiadanie i wasza Aranei, więc nie będę wnikać.
    Czekam więc na nowy rozdział i nadchodzący meczyk Quidda! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ale skądś czytelnicy się musieli tego dowiedzieć ;)

      Usuń