poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 9: ,,Rozczarowanie, pojedynek w Zakazanym Lesie"


Kathleen w kilka chwil stała się najbardziej pożądaną osobą w całym Hogwarcie. Jej spektakularne gole były głównym tematem fanów Quidditcha. Wszystkie dziewczyny chciały jak najbardziej się do niej upodobnić. Z tego co wiedziała zamierzały również założyć jej fanclub. Sława jaką wszyscy ją otaczali wcale ją nie obchodziła. W głębi duszy była zwyczajną nastolatką, która pragnęła, by chłopak jej marzeń, odwzajemnił jej uczucie. Tymczasem tylko sprawił jej zawód. Nie zjawił się na imprezie. Gdyby wiedział ile łez ją to kosztowało...
- Nie możesz się tak zamartwiać!- Lexy usiadła obok przyjaciółki.- Co się stało z naszą Kat?
- Odeszła i nie wróci...- pociągnęła nosem.
Czuła się dziwnie. Tego samego dnia odczuwała tyle różnych emocji: radość, smutek, złość...
- Daj spokój! To, że on nie przyszedł na imprezę to nie znaczy, że cię nie lubi!- Jenny położyła swoją dłoń na jej ramieniu.
- Może i macie rację.- wzruszyła ramionami Kathleen.- W każdym bądź razie sprawił mi okropny zawód.
- Victor to sympatyczny chłopak i na pewno nie zrobił tego specjalnie.- odezwały się bliźniaczki.
- Wiecie co...  chciałabym pobyć trochę sama.- Kat odwróciła się w stronę okna.
Dziewczyny spojrzały na nią z wyrzutem.
- Myślałam, że się przyjaźnimy.- Jenny miała Kat za złe, że właśnie  wyprasza je ze wspólnej sypialni.
- Owszem, ale tym razem nie możecie mi pomóc.
- Zdecyduj się- wolisz zamartwiać się Victorem czy spędzać czas z nami?!
- Jeśli macie tak wrzeszczeć, to wybieram tą pierwszą opcję.- Kat wsunęła się pod kołdrę i zasłoniła sobie głowę poduszką.
- A teraz jeszcze masz czelność nas ignorować! - zdenerwowała się Lexy.
- Tak, mam i jestem z tego dumna!- odezwał się głos stłumiony przez poduszkę.
- Jak nasza rozmowa ma tak wyglądać, to weź się wypchaj.- Jenny ze złością rzuciła w Kat zmiętą kulką papieru.
- Wzajemnie!- Kathleen wyłoniła się zza poduszki z jadowitym uśmiechem. -W misiach z którymi śpicie jest wystarczająco pluszu dla nas troje.
- Wcale nie śpimy z żadnymi misiami.- bliźniaczki zrobiły się całe czerwone na twarzy.
- Nie? A co znalazłam pod waszymi łóżkami?
- Nawet jeżeli to prawda, nie powinno Cię to interesować!
- Podobnie jak was moje relacje z Victorem!
 - I świetnie! - wykrzyknęła Lexy.
Razem z siostrą wybiegły z sypialni, a potem z dormitorium. Przez te cztery lata znajomości z Kathleen jeszcze nigdy się nie pokłóciły. Dotąd uchodziły za najbardziej zgrane trio na swoim roku. Nagle Jenny stanęła jak wryta.
- Idzie Aranei!- wyszeptała.- Masz ochotę się zrewanżować za ,, Incendio"?
- Jasne.- odparła Lexy,  podwijając rękawy szaty.- Schowajmy się za rogiem. Gdy będzie już blisko odliczymy do trzech i rzucimy zaklęcie ,,Levicorpus".
Po chwili usłyszały kroki.
- Idzie!- ucieszyła się Jenny.
- Raz, dwa,  trzy!!! Levicorpus!- wrzasnęły równocześnie.
Wysunęły się ze swojej kryjówki, by nacieszyć się chwilą triumfu. Jakie było ich zdziwienie, gdy głową w dół zwisała nie Aranei, lecz profesor Snape...
- Och nie!- Jenny pacnęła się dłonią w czoło.
- Panie profesorze! To był wypadek! Miałyśmy trafić kogoś innego!
Severus upadł na ziemię. Wstając, przemówił:
- Nie obchodzi mnie to. Po pierwsze na korytarzu obowiązuje zakaz używania zaklęć! Po drugie była to nieuzasadnione napaść na nauczyciela. Po trzecie włóczycie się po nocach.
Dzięki Wam Ravenclav traci 50 punktów!- nauczyciel podszedł do klepsydr z punktami.
Bliźniaczki zwiesiły głowy. Jak dotąd Krukoni prezentowali się najlepiej. Teraz z pewnością spadną na ostatnie miejsce.
- Do łóżek!- warknął Snape.
Lexy i Jenny udawały, że dreptają w kierunku dormitorium. Snape najwyraźniej był zmęczony, bo łyknął to bez problemu. Dziewczyny ostatecznie skręciły jednak w inną stronę. Wiedziały, że sporo ryzykują, ale chęć zemsty była silniejsza. Po drodze napotkały Avie.
- Cześć, widziałaś może Aranei?- zapytała Lexy.
- Pewnie.- uśmiechnęła się kuzynka Kathleen.- Szła w tamtą stronę.- mówiąc to pokazała bliźniaczkom kierunek.
- Dzięki.- odparły bliźniaczki. - Aha i przekaż Kat, że ją przepraszamy.
Avie skinęła głową.
Bliźniaczki szły w kierunku wskazanym przez Puchonkę. Z nienacka ciszę przerwał krzyk. Ktoś podobnie jak wcześniej siostry schował się za rogiem i ,,poczęstował" obie zakleciem:
,,Incarcerous".  Lexy i Jenny oplotły sznury, które sprawiły, że nie mogły się poruszyć.
- Dwa do zera!- zaśmiała się Aranei.
- Rozwiąż nas!- rozkazała Jenny.
Aranei niechętnie to uczyniła.
- Nie jesteście zbyt sprytne. Zauważyłam jak się na mnie czacie. Domyśliłam się, że zaatakujecie pierwszą osobę, która koło was przejdzie. Dlatego cofnęłam się, zastukałam dość głośno do drzwi od gabinetu profesora Snape'a i pobiegłam w inną stronę, tak żeby mnie nie zauważył.
- To było podłe. Straciłyśmy 50 punktów!- westchnęła Lexy.
- No cóż. Ja chciałam tylko ratować własną skórę.- zaśmiała się.- Jeśli chcecie dostąpić  zaszczytu pojedynkowania się ze mną, to zapraszam do Zakazanego Lasu o północy.
- Na mózg ci padło?!- zdziwiły się bliźniaczki.
- A więc strach Was obleciał?
- Ależ skąd. Po prostu nie kwapimy się do straty kolejnych gjpunktów.
- Jak chcecie. Gdybyście zmieniły zdanie będę czekać. Kierujcie się ścieżką na północ . Po 30 minutach drogi ujrzycie wielki głaz. Tam się spotkamy. O ile oczywiście nie stchórzycie. -parsknęła pogardliwie.
                                                                **************************
Kathleen szukała bliźniaczek od ponad godziny. Była zmęczona i zła.  Może faktycznie nie była szczególnie miła?  To nie zmienia faktu,  że powinny zrozumieć jej nastrój i po prostu dać jej spokój. Zatrzymała się.  Gdzie poszłaby na miejscu Lexy i Jenny?  To głupie...  A może jednak?  W końcu nie sprawdzała łazienki prefektów. Na miejscu spotkała przeszkodę. Drzwi za nic nie chciały się otworzyć. Nawet zaklęciem Alohomora. Najwyraźniej potrzebne było hasło. Już chciała zrezygnować,  gdy nastąpiła nogę na kartkę
z napisem ,,Bąbelkowa rozkosz". Coś mówiło jej,  że to któryś z prefektów zanotował na niej nowe hasło, po czym po prostu zapisek wyrzucił.
- Bąbelkowa rozkosz. - wyrecytowała.
Drzwi otworzyły się. Kat wślizgnęła się do środka.  Nikogo tam nie znalazła. Postanowiła,  że w takim razie sama zażyje relaksującej kąpieli. Już zaczęła zdejmować spodnie, gdy okazało się,  że jednak nie jest sama. Z wody przyglądał jej się Ryan. Speszony gromadził wokół siebie pianę.
- Chyba nie chcesz się ze mną myć?- zapytał przerażony tą perspektywą.
- Zwariowałeś?! Szukam przyjaciółek. A ty mi nie wyglądasz na prefekta. Można nim zostać dopiero w piątej klasie.
- Jacoob zdradził mi hasło -wyjaśnił. -Nie,  tym razem nie podsłuchiwałem. Przy okazji ty też nie jesteś prefektem. Jak się tu dostałeś?
- Zostawiłeś kartkę.- uśmiechnęła się.
- Super, a teraz zmykaj z tąd!  Nie mam na sobie nawet bokserek!
- Jaki pech,  że ty akurat musiałeś teraz wziąść tą kąpiel!  Miałam ochotę na odrobinę relaksu. - jęknęła.
- Chyba będę mógł cię znieść,  jeśli odwrócisz się na chwilę. Muszę założyć to i owo...

                                                  ******************************
- Wystawiła nas!- Jenny była zdezorientowana.- Przecież to tutaj miałyśmy się spotkać.
Bliźniaczki rozejrzeły się. Nic nie wskazywało na jej obecność.
- Mam tego dość!  Oszukała nas!- Lexy nie przebierała w słowach.
- Jestem. - usłyszały tuż za sobą.
Z ciemności wyłoniła się Aranei.
- Peleryna niewidka.-wyjaśniła. -Nie ta legendarna.- sprostowała widząc miny krukonek.
- Kupiłaś na pokątnej?
Ślizgonka tylko kiwnęła głową.
- Ponieważ jesteście dwie, przyprowadziłam koleżankę. - Pozwól tutaj Charlotte.
Bliźniaczki znały ją. Podobnie jak Aranei pochodziła z bogatej,  wpływowej rodziny,  bardzo szanowanej i słynącej z nieskazitelnie czystej krwii.
- Niech będzie.- zgodziła się Jenny.
- Zacznijmy,  może.
Cała czwórka zbliżyła się do siebie. Dziewczyny uniosły wysoko różdżki i ukłoniły się.
Odwróciły się,  przeszły kilka kroków i ponownie zwróciły się do siebie twarzami.
- ,,Expelliarmus"! - rzuciła zaklęcie Jenny.
- ,,Protego"! - Charlotte jakby od niechcenia wyczarowała tarczę.
Jenny ledwo zdążyła się schylić przed odbitym promieniem.
Aranei zaatakowała Lexy wyjątkowo paskudnym zaklęciem na wzrost zębów. Lexy odskoczyła na bok,  ale straciła równowagę i upadając rozcięła sobie rękę. Jenny pomogła wstać siostrze. Aranei wykorzystała ten moment i spowolniła Jenny ,,Immobilus'em". Gdy wraz z Charlotte naśmiewały się z wolno poruszające się przeciwniczki, Lexy wyszeptała:
- ,,Furnunculus"!
Na twarzy Charlotte pojawiły się paskudne chrosty. Gdy ujrzała swoje odbicie w kałuży zasłoniła twarz dłońmi i uciekła, zanosząc się szlochem.
Jenny odzyskała normalną szybkość i postanowiła zrewanżować się na Aranei.
- ,,Tarantallegra"!- wykrzykneła.
Nogi Aranei zaczęły pląsać na różne strony. Jednak jak na prawdziwą czarownicę przystało  Ślizgonka szybkim ruchem sięgnęła po różdżkę i sama rzuciła przeciwzaklęcie.  Siostry były pod wrażeniem. W ten usłyszały, że ktoś się skrada. Aranei szybko narzuciła na siebie pelerynę i znikła. Lexy i Jenny zostały same. Znów usłyszały kroki, ale zdecydowanie bliżej ich. W oddali zobaczyły jakąś ciemną postać.
- Hhhhhhagriddd?- zapytała Jenny.
Ale to nie był gajowy, to było coś znacznie gorszego...

--------------------
Polecamy :)
http://snilyczylihistoriaprawdziwejmilosci.blogspot.com/





piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 8: ,,Zmiana i mecz Quidditcha"


- Czuje się dobrze. Zagram w dzisiejszym meczu.- oświadczyła Kathleen pani Pomfrey.
Wciąż odczuwał okropny ból, jednak nie mogła zawieść swojej drużyny.
- Na pewno?- zapytała zatroskana Poppy.
- Na pewno.- odpowiedziała twardo dziewczyna.
- Dobrze, ale polataj przed meczem, aby sprawdzić stan.- odparła zrezygnowana.- Gdybyś poczuła się gorzej, natychmiast wracaj do skrzydła.
- Zrobię to, obiecuję.
Mówiąc to, Kat wstała z łóżka i poszła do Dormitorium.
           
Kathleen szła żwawym krokiem do pokoju wspólnego, gdy zatrzymał ją głos:
- Zaczekaj.
Ten głos należał do Aranei.
- Czego chcesz?- Kat obróciła się w stronę dziewczyny. Wciąż była na nią wściekła. -Śpieszy mi się troszeczkę.
- To zajmie chwilę.- stwierdziła Aranei.
- Naprawdę, pośpiesz się!- krzyknęła Kathleen.
- Nie unoś się.- zaczęła Ślizgonka. - Mam sprawę.
- W nosie mam twoje sprawy! Nie pośpieszyłaś się, a ja nie mam czasu.  Do zobaczenia.
Kathleen poszła w stronę dormitorium, zostawiając osłupiałą Aranei na środku korytarza.
            **********************
Gdy Kat weszła do dormitorium, bliźniaczki zaczęły gadać. Tyle spraw nie przegadały, a czas gonił, ale Kathleen powiedziała tylko:
- Chcę zmienić wygląd. Na stałe.
Dziewczyny pokiwały głowami z łobuzerskimi uśmieszkami.
- Rozumiemy cię.- zaczęła Jenny
- Chcesz zrobić wrażenie na Victorze.- dokończyła Lexy.
- Jak wy mnie dobrze znacie. Ok, zaraz zaczynam. W miarę mam plany na wygląd.- powiedziała pewnie Kathleen.
Mięśnie na twarzy  Kat napięły się.
Włosy zgęstniały, zmieniły kolor na rudy. Rysy stały się bardziej kobiece. Stała przed nimi nowa Kathleen. Nie wyglądała na 14 lat. Ale magia to potęga. Nagle z sypialni dziewczyn wyszła Amanda.
- Nie tylko ja... - zaczęła- Nie tylko ja mam rude włosy!- podskoczyła z radości. 
- No wiesz, Amando.- powiedziała Lexy. - Z młodych zakompleksionych dziewczyn wyrastają piękne kobiety. 
 -Ona ma rację.- stwierdziła Kat.
Amanda z powrotem zniknęła w sypialni.

             *********************
Kathleen stała w szatni razem z Joshem i resztą drużyny Krukonów. Większość zachowywała spokój,  jedynie szukający  cały się trząsł. Josh poklepał go po ramieniu. Nie uspokoiło go to.
Gdy wyszli pogoda dopisywała. Była po prostu idealna! Kathleen popatrzyła na podium komentatora. Stała na nim kuzynka Kat, Avie. Dziewczyny napotkały swoje spojrzenia i uśmiechnęły sie do siebie. Na trybunach odnalazła również Lexy i Jenny.  W rękach trzymały transparent. Litery mieniły się. Dawaj, Kat odczytała,  ku radości przyjaciółek. Zdążyła jeszcze zauważyć,  że bliźniaczki patrzą z ukosa na Nialla i Thomasa. Oczywiście kibicowali Gryffonom. Na środek boiska weszła dumnym krokiem pani Hooch.
- Gracie czysto.- zaczęła.- Bez faulów ani tym podobnych. Na dźwięk gwizdka wzlatujecie do góry. Raz, dwa, trzy...
Tu rozlega się gwizdek. Słowa Avie są ledwo słyszane. Ten ryk gdy Krukoni strzelają pierwszego gola. I drugiego, trzeciego, czwartego, piątego. Każdego strzeliła Kathleen. Wszystko dzieje się błyskawicznie.
Nagle Max podleciał do słupków Ravenclawu. Strzelił. Josh darł się na Vincenta, podczas gdy Julie, ścigająca Ravu, strzeliła kolejnego gola.
- Sześćdziedziąt do dziesięciu dla Krukonów!- krzyczy Avie
Nagle wszystkie oczy zwróciły się w stronę Kathleen, która stała na miotle próbując przejąć kafla. Podskoczyła, złapała piłkę, ale spadła z miotły, trzymając się Błyskawicy jedną ręką. Pomału dostała się do słupków Ślizgonów. Chwyciła się mocniej i wyprostowała wolne ramię. Podskoczyła i trafiła. Z radości zrobiła salto na miotle. Grali tak aż Krukoni doszli do stu siedemdziesięciu punktów.
Aż nagle...
- Gryffoni mają znicz!- ryczała Avie.- Mamy remis!
Niall i Thomas  pobiegli w kierunku bliźniaczek. Niall objął Lexy, z kolei Jenny trafiła w ramiona Thomasa. Dziewczyny całe zarumienione upewniły się, że nikt ich nie widział.

                   ************************

Bliźniaczki z radością biegły do dormitorium. Wiedziały, że tam czeka na nie impreza. Kathleen bardzo miała nadzieję że Victor przyjdzie. Przecież to dla niego zmieniła wygląd.
Dla niego...

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 7: ,,Trochę zielarstwa, ćwiczenia i wyznanie Ryana"




Kathleen weszła do szklarni i usiadła koło Lexy i Jenny. Profesor Sprout z podnieceniem prezentowała niezwykle żarłoczne rośliny, jednak na klasie nie robiły one większego wrażenia. Przerabiali je już w zeszłym roku, jednak od tego czasu sporo urosły. Lexy i Jenny zastanawiały się, jakie rozmiary jeszcze mogły osiągnąć. Nagle do sali wbiegł Josh:
- Czy mógłbym zabrać Kathleen z lekcji? Mam tu pozwolenie od Dumbledore'a.- zawzięcie wymachiwał świstkiem papieru.
- Pokaż to pozwolenie.- powiedziała profesor Sprout.- Dobrze, możecie iść, ale Kathleen musi nadrobić zaległości. - zastrzegła oddając chłopakowi kartkę. -I jeszcze jedno, Josh. Dla ciebie profesor Dumbledore.
 Kathleen wrzuciła podręcznik do torby.
- Powodzenia!- szepnęły bliźniaczki. 
Kat pomachała im i ruszyła za Joshem. Ten zachowywał się dziwnie.Wciąż mruczał coś pod nosem. Niezawiązane sznurówki u jego trampków uderzały o ziemię.

   
Gdy doszli już na stadion, Kat zauważyła że z każdego domu zabrali po jednym ścigającym:
Jake z Hufflepuffu, Max z Gryffindoru, Ryan ze Slytherinu i Kathleen z Ravenclawu. Wzywali ich po kolei. Na pierwszy ogień poszedł Max, wydawał się pewny siebie.
- Jak myślisz, o co im chodzi?- spytała Kat Ryana, którego jako jedynego znała.
- O drużynę Gryffonów. Jestem prawie pewny.- odpowiedział.
- Co z nią jest nie tak?- zdziwiła się dziewczyna.
- Prawie cała drużyna Gryffindoru to nowicjusze. Nigdy wcześniej nie mieli styczności z Quidditchem. Jednak Szukający i jeden Ścigający jest doświadczony. Nie obraź się Kat, ale wasz Szukający jest do bani.- oświadczył z miną znawcy.
- Nie obrażę się, sama to wiem.- mimo wszystko rzuciła mu chłodne spojrzenie.
- Ale ty jesteś doświadczona. Na pewno sobie poradzisz, umiesz latać idealnie...
- Zamknij się.- przerwała mu.- Nie lubię jak ktoś mnie chwali.- dodała.
- Ja cię bardzo lubię, Kocie.- uśmiechnął się przekornie.
Kathleen nie wiedziała co  odpowiedzieć. Dzięki Bogu, właśnie w tej chwili Josh zabrał ją na rozmowę.
              *******************
- Na pewno to wygramy, na pewno!- krzyczał Josh.
- Skoro już to wiem, może wypuścisz mnie na lekcję?- Kat bardzo zależało na rozmowie z bliźniaczkami. Jak na razie Josh nie przekazał im żadnych ciekawych informacji.
- Nie ma mowy, idziemy na ćwiczenia. Będziesz ćwiczyła z jednym tu obecnym ścigającym, powiedzmy, że z zawodnikiem ze Slytherinu. No już wychodź!- machnął ręką w jej kierunku.
     
Dziewczyna nie wiedziała co ma myśleć. Wiedziała tylko, że musi porozmawiać z Jenny i Lexy. Postanowiła jednak zrobić wrażenie na Ryanie. Długie, brązowe włosy zgęstniały i zmieniły się na czarne.
Wtedy na stadion wszedł Ryan. Oboje wznieśli się na wysokość dziesięciu stóp.Wykonali salto i przewrotki. Następnie zawiśli na miotle do góry nogami.
- Pięknie, Kocie.- powiedział Ryan, po czym krzyknął przeraźliwie.
W tym momencie Kathleen dostała tłuczkiem w brzuch i spadła z miotły...
         
- Pani Pomfrey!- krzyczała Lexy.
- Kathleen się obudziła!- dodała Jenny.
Kat całkiem otworzyła oczy. Koło jeż łóżka stały bliźniaczki, Victor i Ryan. Znajdowała się w skrzydle szpitalnym.
- Kto puścił tego tłuczka?- zapytała się Kathleen.
- Jak to możliwe, że pamiętasz jak spadłaś?- zapytała Lexy.
- Mniejsza z tym.- powiedział Ryan.- Tłuczka puścił Max.
- Jak mi wstyd za Gryfonów!- pomstował Victor.
- Pani Pomfrey!- krzyknęła Kat.
- Tak, Rose?- zapytała pielęgniarka, troskliwie się jej przyglądając.
- Może pani wyprosić chłopaków?
- Oczywiście. Już, zmykać stąd!- pani Pomfrey groźnie spojrzała na Ryana i Victora. 
Ci wzruszyli ramionami, spojrzeli na siebie porozumiewawczo i wyszli.
Kathleen opowiedziała przyjaciółkom wszystko. Dowiedziała się też, że może wziąć udział w jutrzejszym meczu, jeśli oczywiście do tego czasu poczuje się lepiej. Na razie nie robiłaby by sobie jednak nadziei...

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 6: Aranei



Lexy i Jenny zziajane wbiegły do sali. Już drugi raz prawie spóźniły się na zajęcia. Rozejrzały się, sala cały czas wyglądała tak samo- ławki poukładane były w trzy półkuliste rzędy, na samym środku stało biurko profesora Flitwicka, który siedział na stosie poduszek. Zasiadły w ławce obok Kathleen i otoworzyły podręczniki od zaklęć.
- Co się stało?- przyjaciółka w mig odkryła, że bliźniaczki są zdenerwowane.
- Snape chce, byśmy powtórzyły szlaban dzisiaj wieczorem.- mruknęła Jenny.
- Dlaczego?- Kathleen nie kryła oburzenia.
- Powiedzmy, że nasze sprzątanie go nie zadowoliło.- Lexy skrzywiła się.
- Już ja sobie z nim porozmawiam!- Kathleen machnęła groźnie ręką.
- Właśnie o to chciałyśmy cię poprosić.- zachichotały bliźniaczki.
- Proszę o spokój!- Profesor Flitwick zazwyczaj był łagodny, ale nie lubił hałasu na swoich lekcjach. Było to dla niego bardzo nieprzyjemne, gdyż odznaczał się niskim wzrostem i niezwykle piskliwym głosikiem. Przekrzyczenie bandy rozwrzeszczanych uczniów graniczyło z cudem.
- Dzisiaj poznamy kilka przydatnych zaklęć. Proszę wyciągnąć różdżki.
Lexy i Jenny z przerażeniem obmacywały kieszenie szat.
- Ja go normalnie zabiję!- syknęła Jenny.- Snape nie oddał nam różdżek!


                                        *************************************

- Co za dzień...- westchnęła Kathleen, rzucając się na łóżko. - Już się martwiłam, że Snape nie ustąpi.
- Rzeczywiście, był dzisiaj wyjątkowo wkurzony.- przyznała Lexy.- To chyba przez ten kociołek...
- Jaki kociołek?!- Kathleen złapała się za głowę.
- Nieważne.- powiedziały równocześnie bliźniaczki, uśmiechając się porozumiewawczo.
- No dobrze, w takim razie zdradźcie, jak tam pierwsza randka z Niallem i Thomasem?-
Kathleen uśmiechnęła się, figlarnie ,,falując" brwiami.
- Daj spokój.- Jenny popukała się po czole.- Po prostu mieliśmy razem szlaban. Niall i Thomas to fajni kumple, ale poza tym...
- No słucham.
- Wariaci.- dokończyła Lexy.
- Przynajmniej do siebie pasujecie.- przyjaciółka wytknęła przekornie język.
- Ej... Pożałujesz!- bliźniaczki rzuciły się na Kathleen okładając ją poduszkami.
 Nie przeszkadzało im to, że większość Krukonek przyglądało im się z pogardą, zwłaszcza Elise, która prychała na nie z nad książki. Po 10 minutach dziewczyny zaprzestały bitwy.
- Dobranoc.- powiedziała Kathleen, wsuwając się pod kołdrę.
- Dobranoc.- odpowiedziały bliźniaczki, człapiąc do swoich łóżek.

Kathleen długo nie mogła zasnąć. Podczas gdy bliźniaczki chrapały jedna przez drugą, ona smętnie spoglądała na kalendarz. Z każdą godziną było co raz bliżej do meczu Quiditcha. Co wybrać? Czy przynieść chwałę swojemu domowi? A może odpuścić Victorowi i zdobyć jego wdzięczność? Nie. To głupi pomysł. Nie może tego zrobić, gdy wszyscy na nią liczą. Jutro przedostatni trening. Po jutrze starcie. Taki był plan. Z zamyśleń wyrwały ją pomruki bliźniaczek, z których wyłowiła kilka zdań.
- Ty stary... wstrętny... nietoperzu...- pomstowała przez sen Lexy
- Kat...musisz wygrać... musisz wygrać...- mruczała Jenny.
- Wariaci...- Lexy potoczyła się na drugi bok.
- Mamusiu... jeszcze chwileczkę...- marudziła Jenny wykopując poduszkę.
Kathleen zaśmiała się. Nawet przez sen jej przyjaciółki były takie zabawne.

                                            *************************************

Kathleen, Jenny i Lexy spożywały śniadanie w Wielkiej Sali. Mogły jeść tyle ile zechciały, nie martwiąc się o figurę, w końcu były metamorfomagami. Odłożyły sztućce, zastanawiając się, co przyniesie im drugi dzień w tym roku szkolnym.
- Incendio.- gdy wstały od stołu usłyszały za sobą głos, należący do dziewczyny.
Po chwili Lexy ztrąciła płomyk ze swojej szaty. Przyjaciółki gwałtownie się odwróciły. Za nimi stała bardzo ładna uczennica w szacie Slytherinu.
- Masz jakiś problem?- zapytała Kathleen.
- Ależ skąd... Chciałam się tylko przedstawić.- uśmiechnęła się nieco złośliwie.- Jestem Aranei. Podobnie jak Wy uczęszczam do czwartej klasy.
- To niemożliwe, nigdy wcześniej cię nie spotkałyśmy.- zdziwiła się Jenny.
- Miałam lekkie opóźnienie, dlatego przyjechałam dzisiaj rano. Przez poprzednie trzy lata uczyłam się w Dumstrangu, ale przeprowadzka zmusiła mnie do zmiany szkoły. - wyjaśniła.
- Nigdy nie słyszałam, o takim przypadku.- Kathleen była trochę podejrzliwa.- W każdym bądź razie witamy w Hogwarcie.- dodała.
- Jeśli myślisz, że się cieszę z powodu wylądowania w tej żałosnej budzie, to głęboko się mylisz.- zaczęła Aranei, bawiąc się swoją różdżką.-Z tego co wiem funkcjonuje u was taka lekcja jak ,,Obrona przed czarną magią". W Dumstrangu nie uczą jak się bronić przed czarną magią, tam uczą jak ją stosować.
- To raczej nie powód do dumy.- Kathleen postanowiła zakończyć rozmowę.
- No cóż, nie lubię wiele o sobie mówić... Ty jesteś Kathleen, prawda?- oparła swoją rękę na ramieniu Krukonki.- Podobno niezła z ciebie ścigająca. Życzę powodzenia na jutrzejszym meczu Quiditcha. Z tego co wiem, nie ominie cię również starcie ze Slytherinem.- odeszła, dumnie maszerując.

- Chodźmy na zielarstwo.- Lexy pociągnęła za sobą Jenny i Kathleen. Tą ostatnią w połowie drogi zatrzymał Victor:
- Kat, mogę Cię prosić na słówko?
Dziewczyna była podekscytowana, nie pamiętała, kiedy ostatnio zwrócił się bezpośrednio do niej.
- Jasne.- wydusiła po chwili z siebie.
- No więc... eee... chciałem ci żyć powodzenia na jutrzejszych zawodach.
- Dzięki...yyy...Ja tobie Też.- uśmiechnęła się, za wszelką cenę starając się nie zarumienić.
- No to...chyba tyle... Będę już spadał.- powiedział chłopak.
- Ja też.-odpowiedziała.
Kathleen ruszyła w prawą stronę, nie wiedząc, że stojący na przeciwko niej Victor, zrobi to samo. Następnie oboje postanowili skręcić w lewo. Czynność powtórzyli kilka razy, aż w końcu się zderzyli. Po chwili dziewczyna leżała na Victorze. Zmieszana wstała.
- Przepraszam. To moja wina.- powiedzieli równocześnie.
Zaśmiali się. Victor odprowadził ją pod samą szklarnię, a sam pobiegł na transmutację. Kathleen obawiała się, że jutro nie będzie jej tak do śmiechu...

-----------------------------


Ten rozdział dedykowany jest Marcie B. z okazji wyprawianych urodzin :-) , a także naszej czytelniczce, która wymyśliła Aranei.













czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 5 : ,,Szlaban"





Snape podał każdemu z ukaranych po jednym brudnym kociołku i szmatce.  Jak widać szorowanie miało się odbyć bez użycia magii.
- Zobaczymy się później.- mruknęła Lexy .do Kathleen. - Nami się nie przejmuj, musisz trenować do meczu.
Na samą myśl Kathleen poczuła niemiły ścisk w żołądku.  Kiwnęła tylko głową i wyszła z sali.
- No to bierzemy się do roboty. - westchnął Niall.
- Gdyby chociaż pozwolono nam używać różdżek.- dodał Thomas,  patrząc z obrzydzeniem na Snape'a.
- Macie się z tym uwinąć do końca przerwy,  w przeciwnym razie wrócicie  tu jeszcze po lekcjach! - oświadczył nauczyciel. - Jeżeli zobaczę któregoś z was z różdżką w ręku,  bez ogródek ją skonfiskuję.
Jenny przetarła oczy ze zdumienia. Snape wymagał od nich niemożliwego.  Nie dość,  że nigdy nie czyścili kociołków w ten sposób, to jeszcze mieli to zrobić po wszystkich,  czterech domach.
- Panie profesorze, my nawet nie jadłyśmy śniadania.- zaprotestowała przy trzecim kociołku.
Snape zupełnie to zignorował.
- Lepiej szłaby nam ta robota, gdyby ten stary nietoperz, przestałby się nam przypatrywać.- Thomas postawił swój kociołek na podłodze. Profesor potrafił wypatrzeć nawet najmniejszą plamę. Snape podreptał do Lexy. Nie zważając na rozpaczliwie okrzyki nauczyciel wdepnął w kociołek Thomasa z wrzącą wodą.  Snape wyskoczył z kociołka z grymasem na twarzy.
- Jaki dureń postawił ten kociołek na podłodze?!- syknął Snape.
- Ostrzegałem pana.- wzruszył ramionami Thomas.
-  A więc to ty, Wilson! Gryffindor traci 5 punktów!
- A tak poza tym, profesorze, dlaczego nie ukarał pan Kat?
- Nie twoja sprawa, Wilson. Ale jeśli bardzo chcesz wiedzieć, mam swoje powody.
- Dobrze, jak chcesz, to zatrzymaj to dla siebie, nietoperzu, ale...- zaczął Niall
- Od kiedy jesteśmy na ty?!-przerwał mu Snape- Pan zaczyna sobie za dużo pozwalać! Odejmę panu 10 punktów...
-Co?!- krzyknął Niall
Snape uśmiechnął się ironicznie i powiedział:
- Jeśli to panu nie wystarcza, to odejmę 20 punktów. A, i jeszcze za dwa dni powtórzy pan szlababan.
- Ale za dwa dni jest mecz Quidditcha!- zaprotestował Thomas
- To przyjdą panowie dziś w nocy
- Panowie?- spytały jednocześnie bliźniaczki
- Tak, panowie- rzekł Snape- I panie.
Czwórka przyjaciół westchnęła. Bliźniaczki przysięgły sobie, że poproszą Kathleen o rozmowę ze Snapem.

*************************************

Kathleen po raz kolejny wykonywała salto na miotle. Nowy kapitan drużyny Krukonów- Josh był niezwykle surowy.  Z dziecinną łatwością wymyślał najczerniejsze scenariusze,  a celem dzisiejszego treningu było przygotowanie się na najmniej prawdopodobne sytuacje. 
- Doskonale,  Kat!- uśmiechnął się Joshe. 
- Teraz wznieś się na wysokość 50 metrów i zanurkuj! 
- Ale to specjalność szukających!  Ja jestem ścigającą.- zdziwiła się dziewczyna. 
- Wiem. Chcę tylko,  żebyś poćwiczyła element zaskoczenia. Gryffoni będą zdezorientowani,  gdy zaatakujesz z góry!  Zresztą z Błyskawicą na pewno dasz sobie radę!  


Kathleen wykonała polecenie.
Czuła tylko wiatr we włosach i bicie swojego serca. Nawet podczas treningów myślała o Victorze. Miała wrażenie,  że mimo tego iż zna go od dawna,  dopiero teraz odkryła, co do niego czuje. Martwiła się o niego. Za dwa dni mieli ze sobą rywalizować. Czy to może przekreślić szansę na związek? Miała nadzieję, że nie. Wciąż widziała  jego czarujący uśmiech i uderzająco niebieskie oczy...  Ciekawe, dlaczego wcześniej tego nie dostrzegała... 
- Kat!  Co się z tobą dzieje? Zatrzymałaś się na środku boiska i nie reagowałaś na moje polecenia. 
- Ach,  tak. Przepraszam....  Po prostu się... zamyśliłam. 
- No dobrze,  ale staraj się nie robić tego na meczu. - zastrzegł kapitan drużyny. 
Dziewczyna zarumieniła się. 
- Koniec treningu!  Zmykajcie na lekcje!- dodał Josh. 

Kathleen pognała do szatni zmienić strój. Spojrzała na plan zajęć. Druga lekcja to były zaklęcia z profesorem Flitwickiem. Łatwo będzie zgarnąć kilka punktów i nadrobić straty. No i spotka się z Jenny i Lexy,  o ile uwinęły się ze szlabanem...











środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 4 : ,,Lekcja eliksirów, początek miłości""



Kathleen natychmiast zeskoczyła z łóżka. Nie wiedziała co robić. Budzić bliźniaczki? Zostać w łóżku? Po krótkim namyśle chwyciła różdżkę i celując w Jenny szepnęła:
- Aqamenti
Dziewczyna krzyknęła jak oparzona, co obudziło Lexy. Gdy Jenny przeszła złość na przyjaciółkę, spytała:
- Jak bardzo musiał być poważny powód, że budzisz mnie w tak brutalny sposób?
Kathleen westchnęła i powiedziała:
- Bardzo, nawet nie wiesz jak. Za pięć minut mamy eliksiry.
Lexy, która teraz rozbudziła się całkiem po słowach przyjaciółki krzyknęła:
- JAK TO!
Jenny znów podskoczyła, nawet wyżej niż wcześniej i powiedziała:
- Nie krzycz tak! Musimy się uczesać!
Po długiej ciszy Kathleen spytała:
- Jak myślicie Snape wpuści mnie na lekcję w niebieskich włosach?
Lexy, lekko się uśmiechając, odpowiedziała:
- Ciebie tak, a nas raczej nie. No wiesz, jesteś jego ulubienicą.
Jenny lekko się uśmiechnęła. Kathleen przewracając oczami powiedziała:
- Musi pozwolić. Jak nie to nie ręcze za siebie. Przecież nie na darmo zdobyłam tytuł najlepszej czarownicy! - powiedziała, po czym dodała cicho. - Ta wrodzona skromność.


Dziewczyny wyszły szybko z dormitorium i żwawym krokiem ruszyły do lochów. Ledwo zdążyły. Gdy weszły do sali, okazało się że pani Hooch zachorowała, więc teraz wszystkie domy miały jedną lekcję z jednym nauczyciem. To nie było normalne, dlatego że to były eliksiry ze Snapem. Dziewczyny zajęły swoje miejsca. Wzrok Kathleen spoczął na Victorze. Nie wiedziała jak długo patrzyła. Wiedziała, że mogłaby wpatrywać się tak w nieskończoność.  Gdyby nie Snape:
- Panno Lexy. Panno Jenny. Co panny zrobiły ze swoimi włosami?
Bliźniaczki rzuciły na profesora zakłopotane spojrzenia, po czym powiedziały:
- No... więc...
- Dlaczego pan pyta? To zabronione? - rzuciła Kathleen
Snape popatrzył z ukosa na Kathleen i cicho stwierdził:
- Nie. Po prostu przydał by mi się taki dobry fryzjer.
- Ale on nie sprzedaje szamponów- stwierdziła Kathleen.
- To wcale nie było śmieszne, panno Rose. Nadal nie wiem jaki fryzjer dla was pracuje.
- My - powiedziała Lexy- Znaczy... ja, Jenny i Kathleen jesteśmy metamorfomagami.
- To nie dobrze,  te fryzury mi zaimponowały. - odparł z przekąsem.
Ślizgoni zaczęli się śmiać,  a Snape przeszedł do lekcji:
- Witajcie na pierwszej w tym roku lekcji eliksirów. Mam nadzieję, że tym razem okażecie większą inteligencję niż w trzeciej klasie. Otwórzcie książki na stronie piątej. Aha i Ravenclav traci 10 punktów za wybryki sióstr Diamond.
- A nie mówiłyśmy!  Tobie nic nie zrobił!- oburzyła się Jenny.
- Jeszcze raz usłyszę,  którąś z Was, a zostaniecie po lekcji i wyczyścicie wszystkie kociołki.- Snape zagroził szlabanem.
- Sam sobie czyść kociołki. -mruknęła Lexy.
- Wszystko słyszałem. Zostajecie po lekcjach. Poza tym chyba muszę zgłosić dyrektorowi,  że tiara źle was przydzieliła. - zadrwił. - A mówią,  że Ravenclav to dom mądrości.
  Z przykrością muszę stwierdzić,  że nie wszyscy tą cechę posiadają. - uśmiechnął się złośliwie.
Lexy zacisnęła pięści,  a Jenny poczerwianiała.
- Dlatego Pan nie został Krukonem! -  odezwał się Niall.
Thomas parsknął śmiechem.
- Gryffindor traci 10 punktów za obrazę nauczyciela.  W dodatku was też czeka szlaban! - rzekł chłodno Snape.

Po lekcji, przy pakowaniu się Jennny wyraziła po cichu swoje zdziwienie:
- Nie ma zadania domowego?
-Nie, panno Diamond. Za dwa dni jest mecz Quidditcha, Gryffindor kontra Ravenclaw. Nie miałem ochoty słuchać skarg i grożenia mi miotłą. Ale niech się pani nie martwi, na następnej lekcji nadrobimy zaległości. Radzę już szykować długi pergamin. - odpowiedział Snape,  wyłaniając się za biurka.- A panny Diamond oraz panów Niall`a Jones'a i Thomas'a Wilson'a proszę do mnie.
 Kathleen załamała się. Miała walczyć z Victorem? Nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Ale nie miała wyjścia.