czwartek, 17 grudnia 2015

Informacja

Drodzy czytelnicy (jeśli w ogóle ktoś to czyta :( )!
Zdecydowałam, że przenoszę opowiadanie na wattpada. Niektóre zdarzenia będą takie same, jednak całą opowieść będę pisać od początku. W sumie informacja ta skierowana jest przede wszystkim do jednej osoby- Aranei C. Była ze mną od pierwszego rozdziału i mam nadzieję, że tak pozostanie.
Pozdrawiam.

wtorek, 27 października 2015

Zwiastun następnych rozdziałów!

Mała odskocznia od rozdziałów :) ! Koniecznie obejrzyjcie!
P.S. Przy okazji zapraszam do konkursu z innego bloga http://photographybyvica.blogspot.com/2015/10/jesienny-konkurs-z-zuza-natalka-i.html?m=1


P.S. Tutaj link do bloga, którego właścicielka wykonała nasz film. Serdecznie polecamy!
http://zwiastun-dla-ciebie.blogspot.com/

niedziela, 25 października 2015

Rozdział 13: ,,Pocałunek"


Kathleen nie potrafiła skupić się na lekcjach. Nocny koszmar wybił ją z rytmu i dręczył, przez co  nie omal źle uwarzyła eliksir. Jedna kropla mogła całkowicie zmienić działanie eliksiru, a to skutkowałoby gorszą oceną. W dodatku Ravenclav stracił 30 punktów przez wybryk pierwszorocznych Krukonek. Do tego wcale nie cieszyła się, że wybiera się do Hogsmeade z Victorem. Ostatnio jakby przestał się nią interesować. Próbowała zagadnąć go podczas śniadania, ale ten odpowiadał ogólnikowo i wcale nie kwapił się do rozmowy. Pocieszała się myślą, że w niczym nie zawiniła. W końcu to nie jej wina, że w tym tygodniu Gryffindor ma mnóstwo treningów Quidditcha, a Victor wyszedł z formy.

Ze swoich wszystkich obaw zwierzała się Ever, Sadze i Jessice. Koleżanki spotkały się pod portretem Grubej Damy. Starały się pocieszyć Kathleen, same jednak musiały zmierzyć się z własnymi problemami.

 Ever ukrywała przed światem, że jest wilkołakiem. Jej tajemnicę znało tylko kilka osób z najbliższego otoczenia. Saga i Jessica już wcześniej wiedziały o kłopocie Gryffonki. Kat i bliźniaczki dowiedziały się o tym zupełnie przez przypadek. Obiecały jednak dyskrecję, a cała sytuacja sprawiła, że niezwykle rozwinęła się ich znajomość. Do dzisiaj Ever nie zdecydowała się na wyjawienie profesorowi Dumbledorowi kim jest, choć dziewczyny ją do tego nalegały. Wtedy profesor Snape mógłby przygotować eliksir, który uśmierzyłby jej ból. Dziewczyna nie ufała Severusowi i bała się, że ten nie utrzyma sekretu dłużej niż miesiąc. Wolała cierpieć w pokoju życzeń, w którym zawsze zamykała się i przechodziła transmutację.

 Saga wychowywała się w sierocińcu. Do czasu przybycia Hagrida nie miała pojęcia o świecie magii, choć oczywiście działy się wokół niej dziwne rzeczy. Tydzień temu dowiedziała się, że domu dziecka grozi zamknięcie. W dodatku pewne mugolskie małżeństwo za wszelką cenę miało zamiar ją adoptować. Pomału kończyły się jej wymówki. Mimo, że mugole byli naprawdę mili i strasznie ich polubiła, uważała, że to nieuczciwe dać się zaadoptować i nic nie powiedzieć przyszłym opiekunom o swoich zdolnościach. Zwłaszcza, że na to nie miała odwagi.

Jessica mieszkała razem z matką- czarodziejką. Nadal brakowało jej ojca, który został zabity przez śmierciożercę. Mimo, że miała wtedy zaledwie 7 lat,  pamiętała go doskonale i tęskniła za tymi chwilami,  gdy wszyscy byli razem. Dodatkowych problemów przysparzał wybuchowy charakter Jessici. Dziewczyna łatwo wpadała w złość, przez co najbliżsi nie mieli z nią łatwo. Skutkami emocji Gryffonki były między innymi popękane szyby, podarte podręczniki czy dziury w ławce.

Kathleen po kilku rozmowach z dziewczynami stwierdziła, że nie będzie ich dłużej męczyć i sama się sobie zajmie. Nie chciała być ciężarem dla koleżanek i dokładać im kolejnych zmartwień. To prawda, dziewczyny są przecudowne, ale nigdy nie zastąpią bliźniaczek...

 Wracając z Dormitorium Gryffonów, Kathleen  wpadła na Amandę.
- Część!- wykrzyknęła przyjaźnie.- Nie zgadniesz,  co mam ci do powiedzenia! Ktoś na ciebie czeka.- wysapała, potrząsając rudymi włosami, co wyglądało przekomicznie.
- Gdzie?- zapytała Kat, obojętnym tonem. Wątpiła, że informacja ta jest warta jej uwagi.
- Tam za rogiem!- gestykulowała żywo dziewczyna.
- To nie jest jakiś podstęp?- zapytała podejrzliwie Kathleen. Nie podejrzewała tej poczciwoty o udział w spisku, ale Amanda łatwo dałaby się zastraszyć, zwłaszcza podstępnej i groźnej Aranei.
Amanda pokręciła głową. Czuła się trochę urażona.  Rudowłosa już miała się odwrócić, gdy uwagę Kathleen przykuł szczegół na ręce koleżanki.
- Zaczekaj! Od kogo masz tą bransoletkę?- zapytała zdumiona.
- Ach, to prezent od mojego chłopaka.- zarumieniła się, unosząc dłoń. Na bransoletce pojawił się napis: ,,Jesteś wyjątkowa!".
- Mam taką samą.- oświadczyła Kathleen. Trochę żałowała, że nie jest jedyna, ale cóż...
- Tak? Kto ci ją dał?- podskoczyła podekscytowana dziewczyna. Zawsze uważała Kathleen za wyrocznię mody i potajemnie ją naśladowała.
Kat chciała odpowiedzieć, ale poczuła na swoim ramieniu dłoń.

To była mama bliźniaczek.
- Przepraszam, że przeszkadzam dziewczynki, ale muszę coś ważnego przekazać Kathleen.
Amanda bez słowa oddaliła się, a Kat z biciem serca czekała na wiadomość. Miała nadzieję, że jej sen się nie ziści. Zacisnęła pięści i wzięła głęboki oddech.
- Lexy i Jenny wybudziły się.- zaczęła kobieta. Ku zdziwieniu dziewczyny jej twarz nie ukazywała żadnych emocji. Krukonka uśmiechnęła się. Znów wróciła do niej dawna energia. Chciała pojechać do nich natychmiast, zapytać się o samopoczucie i ...
- Ale niestety, straciły pamięć.- dodała niespodziewanie pani Diamond,
Kat zamarła. Radość z jej twarzy zniknęła i ustąpiła miejsce przygnębieniu.
- Doktor mówi, że sytuacja nie jest beznadziejna. Możliwe, że same w ciągu kilku dni przełamią amnezję, ale niewykluczone, że trzeba będzie użyć magii, a to dość ryzykowne. Musimy być dobrej myśli.- rzekła.
Dziewczyna nie wierzyła własnym uszom. Dobrej myśli?  Przecież one nie wiedzą, że ona- Kathleen istnieje. Nie miała pojęcia, co gorsze- śmierć bliźniaczek czy też zupełne wymazanie z pamięci tych wszystkich razem spędzonych lat!
- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale nic innego nam nie pozostaje.
Pani Diamond uścisnęła Kat i ruszyła w stronę schodów.

Kathleen czuła się jak we filmie dramatycznym. Już wszystko miało wyjść na prostą, a tu los zgotował jej taką niespodziankę. Nie rozumiała, czym zasłużyła sobie na tyle nieszczęść.

W tłumie uczniów, którzy spieszyli się na kolację dojrzała Aranei. Szła niespiesznie na samym końcu ,,parady". Wyglądała wyjątkowo ładnie. Rozpuszczone włosy falowały przy każdym kroku, a oczy kryły w sobie jakąś tajemnicę... Delikatny makijaż podkreślał urodę Ślizgonki. Nic dziwnego, że tylu chłopców się nią interesowało. Ubrana była w krótką, czarną, sukienkę, odkrywającą długie, szczupłe nogi. Talię zdobił pas z błyszczącą czaszką. Aranei poruszała się z niezwykłą gracją. Kathleen dosłownie oniemiała. Po chwili przypomniała sobie, że to właśnie ta piękna dziewczyna, tak naprawdę w środku ma lodowate serce. Nie obchodziły ją losy bliźniaczek. Najważniejsze, że ona wyszła cało. Znów targały nią dziwne, pełne gniewu myśli. Tak jak było to w szpitalu... Czuła, że nie panuje nad sobą.
- Expelliarmus!- mruknęła, zanim zdążyła pomyśleć.
Aranei wywróciła się na podłogę, a jej różdżka pofrunęła ku Kat.
Kiedy Ślizgonka wstała, na korytarzu były już tylko one.
- To przez Ciebie!- wrzasnęła Krukonka.
- O co ci chodzi?- syknęła Aranei, strzepując kurz z sukni. Groźna mina wcale nie zabrała jej uroku.
- Dobrze wiesz o co!- parsknęła. Gniew osiągnął szczyt. Aranei miała czelność udawać, że o niczym nie ma pojęcia. - Crucio!- wyszeptała drżącym głosem, a następnie zamknęła oczy.
Nie usłyszała żadnego wrzasku, więc odważyła się spojrzeć. Aranei zwinnie odskoczyła,  unikając zaklęcia. Kathleen rzuciła różdżkę Ślizgonki w jej stronę i zaczęła biec przed siebie. Sama nie wiedziała dokąd.

Nie mogła uwierzyć, że przed chwilą rzuciła zaklęcie niewybaczalne. Mogą ją za to wyrzucić, a nawet osadzić w Azkabanie. Co prawda nikomu nic się nie stało, ale była taka możliwość... Tak,  Aranei była po części winna, temu co spotkało Lexy i Jenny, ale czy wyładowanie na niej złości coś da? Na pewno nie rozwiąże to  problemu, a jedynie może przysporzyć ich więcej. Żałowała, że dała się ponieść emocjom.  Dopiero teraz zaczęła myśleć rozsądnie i zdawać sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów. Te dni były dla niej naprawdę ciężkie. Pierwszy miesiąc w Hogwarcie mijał zazwyczaj beztrosko, a tymczasem minęło tylko 7 dni września! To zdecydowanie za mało czasu, żeby tyle się zdarzyło! Dlaczego akurat ten rok musiał zacząć się tak pechowo..

Nagle potknęła się o własną stopę i runęła jak długa. Już miała upaść na posadzkę, gdy silna ręka zatrzymała ją przed upadkiem. Odetchnęła głęboko i spojrzała w oczy swojemu wybawcy.
- Nic ci się nie stało?- Ryan patrzył na nią czule.
- Nie.- mówiąc to, delikatnie wyrwała się z jego ramion. Kontakt fizyczny, jaki przed chwilą nawiązali naruszył jej dystans społeczny.
- Widzę, że nie wszystko jest w porządku.- zauważył chłopak.
- Nie twoja sprawa.- odparła.
- A jednak, trochę jakby moja...
- Czyżby?- zapytała, serce znów biło jej szybciej.
- Nie myśl sobie, że tak łatwo cię wypuszczę.- znów ją objął. Tym razem nie zaprotestowała. - Mogłabyś sobie coś zrobić.- zaśmiał się.
- Ta lekkomyślność raczej pasuje do ciebie.- zadrwiła.
- Nie znasz mnie.- uśmiechnął się.- Dotąd poznałaś tylko jedną z moich osobowości.
Przez kilka minut bez słowa patrzyli sobie w oczy, jakby bojąc się cokolwiek powiedzieć. Po chwili ich  twarze zaczęły się do siebie zbliżać, aż w końcu usta Kat i Ryana zetknęły się ze sobą. Ręce dziewczyny, jakby same powędrowały w kierunku szyi Ślizgona. Tym razem jednak nie chciała go udusić. Nie wiedziała ile trwała ta chwila. Chciała zachować ją jak najdłużej, w końcu to pierwszy pocałunek w jej życiu. Choć kiedyś marzyła o bardziej romantycznej wersji tego zdarzenia i wcale nie spodziewała się, że tym chłopakiem będzie Ryan,  teraz tego nie żałowała. Była pewna, że nikt im nie przeszkodzi.
Ale coś, a raczej ktoś na to nie pozwolił.
- Gorzko, gorzko!- zawołał Niall.
- Szczęścia dla młodej pary na nowej drodze życia! - zawtórował Thomas.  Obaj zaśmiewali się do łez.
Ryan odskoczył jak oparzony.
- Sami znajomi.- westchnęła Kathleen.
- Nie macie nic ciekawszego do roboty niż podglądanie ludzi?- mruknął Ślizgon, cały zarumieniony.
- No właśnie, wasze dziewczyny czują się nieco zaniedbane.- odparła z przekąsem Kat.
- Jakie dziewczyny?- Thomas nie ukrywał zdziwienia.
- No Lexy i Jenny.- uśmiechnęła się jadowicie.
- To nie są nasze dziewczyny, tylko no... tego...- zaczął Niall.
- Yyy...dobre znajome!- dokonczył Thomas.
- Może i tak.- wzruszyła ramionami Krukonka.
- A będąc przy ich temacie, gdzie one są? Dawno ich nie widzielismy i postanowiliśmy je odwiedzić.- oświadczył Thomas.
- Kupiliśmy nawet kwiecie!- pochwalił się Niall, wyciągając z torby dwa bukiety pożółkłego zielska.
Ryan parsknął, po czym postukał się w czoło.
- Okey, nie jest pierwszej świeżości, ale zawsze.- odezwał się Thomas.
- Powodzenia.- rzucił Ryan.
- Z takim prezentem na bank dostaniecie kosza!- zaśmiała się.







sobota, 10 października 2015

Rozdział 12: ,,Niemożliwe, a jednak..."



Akcja- motywacja okazała się świetnym pomysłem! Dzięki temu dowiedziałyśmy się, że całkiem sporo osób czyta naszego bloga! Zupełnie się tego nie spodziewałyśmy :) ! W dalszym ciągu komentujcie i piszcie co Wam sie podoba, co musimy poprawić,  czy macie jakieś pomysły na dalsze wątki. Wasze zdanie jest bardzo ważne :* .
Przy okazji zapraszamy -----> http://nowepokoleniefelicity.blogspot.com/?m=0
---------------------------------
Kathleen siedziała na korytarzu. Zupełnie straciła rachubę czasu...
Księżyc rzucał blade światło na tykający zegar. Dziewczyna spojrzała na niego mimowolnie. Była trzecia w nocy. Poczuła dziwny niepokój. Sama nie wiedziała dlaczego. Świszczący wiatr, który miotał starym, otwartym oknem kojarzył jej się z nadejściem tragedii. Coś poruszyło się między fotelami. Odwróciła się, jednak nic nie zobaczyła. Drzwi od sali, w której znajdowały się bliźniaczki nagle trzasnęły. Sytuacja nie powtórzyła się, więc dziewczyna odetchnęła z ulgą, myśląc, że to co widziała jest skutkiem zmęczenia.

Chwyciła gazetę ze stoika. Na okładce umieszczono ruchome zdjęcie Korneliusza Knota. Kathleen wzdrygnęła się, zwinęła ,,Proroka codziennego" w kulkę i cisnęła nim do najbliższego kosza. Nigdy nie przepadała za Ministrem Magii.Wydawał jej się zbyt wyniosły. Z satysfakcją uśmiechnęła się i chwyciła kolejny magazyn. Ładne dziewczyny przechadzały się na zdjęciu, prezentując nowe szaty Madame Malkin. Kathleen odruchowo zerknęła na swój strój. Poprzecierane łokcie łatwo rzucały się w oczy, poza tym przez wakacje sporo urosła, więc jej szata stała się dość krótka i ciasna. Może uda jej się namówić mamę na kupno nowej?

Niespodziewanie drzwi znów się poruszyły.  Tuż koło siebie usłyszała ludzki oddech. Ten ktoś musiał być bardzo stary, gdyż z łatwością wyczuła w głosie chrypkę. Na próżno szukała po kieszeniach różdżki. Zapomniała zabrać ją ze sobą,  a teraz tego żałowała. Sparaliżowana strachem wcisnęła się w siedzenie, a twarz zakryła dłońmi. Była zupełnie bezbronna. Siedziała tak dobre 5 minut. Bała się cokolwiek powiedzieć, by nie zdradzić swojej obecności. Z czasem odważyła się odsłonić twarz, a gdy nic nie wskazywało na niebezpieczeństwo, nieznacznie się poruszyła.
- Halo... Czy ktoś tu jest?- zapytała niepewnie.
Odpowiedziała jej cisza.

 Wstała i przyłożyła ucho do drzwi. Usłyszała męski głos, to był doktor. Przemawiał z wyraźną trudnością. Każde słowo dobierał z niezwykłą dokładnością. Udało jej się wychwycić pojedyncze słowa. Nic z tego jednak nie zrozumiała. Wahała się przez chwilę, aż w końcu chwyciła klamkę.

Widok sprawił, że Kathleen upadła na ziemię. Szok był zbyt wielki. Mama bliźniaczek płakała. W rękach trzymała martwe ciała Jenny i Lexy. Ever wpatrywała się w podłogę, zaciskając usta; Jessica cała drżała, zaś Saga dosłownie tonęła we własnych łzach. Kathleen chciała coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów. Teraz wiedziała kim był tajemniczy gość. Sama śmierć, ukryta pod peleryną niewidką. W Kat zbierały się wyrzuty. Dlaczego jej nie zatrzymała? Dlaczego wolała ratować własną skórę? Tak nie zachowuje się przyjaciółka. Jenny i Lexy zasługiwały na większe poświęcenie. W chwili, w której potrzebowały ją najbardziej,  stchórzyła. Zapłaciła za to najwyższą cenę. To nie Aranei jest okrutna,  lecz ona. Chciała się podnieść, ale zakręciło jej się w głowie.

 Obraz nagle zaczął się rozmywać i Kathleen pojawiła się w szkolnej ławce. Dwa krzesła obok, na których zawsze siedziały bliźniaczki, były puste. Profesor Snape rozpoczął lekcje. Krukonka już chwyciła pióro i zeszyt, chcąc zanotować temat ale jej uwagę przykuły dwie, snujące się po klasie blade postacie. To były Lexy i Jenny, a raczej... ich duchy! Wszyscy uczniowie wytrzeszczyli oczy, podczas gdy dziewczyny spokojnie pofrunęły na swoje miejsca. Próbowały usiąść na krzesłach, ale przez wszystko przenikały. W końcu rzuciły się na Kathleen z mściwym uśmieszkiem. Ta zaczęła uciekać po całej klasie, zrzucając ze stołów kociołki i podręczniki. Amanda pisnęła przenikliwie i  ruszyła Kathleen z odsieczą, ale rzucanie w duchy fiolkami na nie wiele się zdało.
- To twoja wina!- pomstowały duchy!- To wszystko przez ciebie!
W końcu dopadły ją w jakimś kącie.
- Panie profesorze, niech pan coś zrobi!- krzyknęła rozpaczliwie dziewczyna.
Snape niespiesznie wstał i przemówił:
- Duchami po śmierci stają się tylko osoby, które nie były szczęśliwe za życia. Z tego co słyszę, masz coś z tym nieszczęściem wspólnego.
- Ja?-  wysapała Kathleen.
- Tak, ty.- odparł Severus, oddalając się.
Kathleen skorzystała z nieuwagi Lexy oraz Jenny i pędem wybiegła na korytarz. Zatrzymała się przed Dormitorium, będąc pewna, że je zgubiła. Tuż za plecami usłyszała diabelski chichot.... O nie, one wszędzie ją dopadną...

Dziewczyna obudziła się zlana zimnym potem. Znajdowała się w sypialni Krukonek. Musiała dojść chwilę do siebie, za nim zrozumiała, co tak naprawdę się stało. Najwyraźniej zasnęła w szpitalu, a mama bliźniaczek zapewne z powrotem dostarczyła ją do Hogwartu.
- Hi,hi, hi!- usłyszała obok siebie.
Obróciła się przerażona.
- Ufff, to tylko Amanda.- westchnęła sama do siebie.



czwartek, 24 września 2015

Rozdział 11: ,,Zła wiadomość"


Uwaga! Akcja-motywacja! Czytasz= komentarz! :)  
Zapraszam------->http://ta-lepsza-rzeczywistosc.blogspot.com 

--------------------------
Po lekcjach Kathleen postanowiła odwiedzić bliźniaczki.  Miała im tyle do opowiedzenia. Ravenclav wysunął się na trzecie miejsce w punktacji, pokonując Hufflepuff. To chyba wystarczająco dobra  nowina, by sprawiła im trochę radości. Pełna optymizmu wkroczyła do Skrzydła Szpitalnego. Jakie było jej zdziwienie, gdy zauważyła, że wokół bliźniaczek krzątają się dwaj mężczyźni, ubrani w białe fartuchy. Po chwili lekarze za pomocą magii unieśli w powietrze łóżka, które wyfrunęły z sali.
- Co się dzieje?- zapytała Kat, czując, że robi jej się słabo.
- Nie mam dla Ciebie dobrej wiadomości.- odezwała się pani Pomfrey, poważnym głosem.- Właściwie nie powinnam ci tego mówić, bo to informacja bardzo poufna, ale..- tu ściszyła głos.- Lexy i Jenny będą przetransportowane do Szpitala Św. Munga.
- Nie rozumiem...- dziewczyna oparła się o ścianę, ponieważ kręciło jej się w głowie.
- Do ran wdało się zakażenie. Dodatkowo ich osłabione organizmy padły łatwą ofiarą wyjątkowo paskudnej infekcji. Początkowo myślałam, że dam sobie z tym radem, ale gdy stan uczennic się nie polepszył, musiałam zadziałać.

Kathleen tylko kiwnęła głową. Słowa dosłownie więzły jej w gardle. Wybiegła ze Skrzydła Szpitalnego i odprowadziła wzrokiem śpiące przyjaciółki. Była bezsilna. Usiadła na podłodze i rozpłakała się. Już drugi raz w tym tygodniu. Ludzie przechodzili obok niej obojętnie, niektórzy rzucali jej spojrzenia pełne pogardy. Nie obchodziło ją to. Mogła stracić swoje jedyne przyjaciółki. Ta myśl gnębiła ją do utraty sił. Co będzie dalej? Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy bliźniaczki? Czy jeszcze kiedykolwiek usłyszy ich śmiech? Tak bardzo chciała poznać odpowiedź na te pytania. Z minuty na minutę coraz bardziej pogłębiała się w rozpaczy. Przed oczyma miała chwilę, kiedy wszystkie trzy były razem. Uświadomiła sobie, że to były najszczęśliwsze momenty jej życia.
Nie zawsze to doceniała. Wiele by dała, by cofnąć czas... Gdyby nie pokłóciła się z bliźniaczkami nie poszłyby do Zakazanego Lasu. Czuła się po części winna temu, co je spotkało. Rozkleiła się już zupełnie.

- Co się stało, kochanie?- usłyszała nad sobą łagodny głos.
Kathleen otarła rękawem łzy i odwróciła się. Pochylała się nad nią oszałamiająco piękna blondynka.
Jedyna osoba, która zainteresowała się nią. Biło od niej ciepło, jakiego dawno nie spotkała.
- Nic...- odparła zawstydzona.- Kim pani jest?
- Jestem mamą dwóch uczennic.
- Lexy i Jenny? To pani córki?- zapytała zaskoczona.
- Zgadza się. Ty pewnie jesteś Kathleen. Córki wiele mi o tobie mówiły. Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach...
- Bardzo chciałabym być z Lexy i Jenny. To moje przyjaciółki.- wyjaśniła Krukonka.
- Mogę cię tam zabrać. Oczywiście jeśli dyrektor się zgodzi.- uśmiechnęła się kobieta.-Każdy ma swoje chwile słabości. Nie masz się czego wstydzić, ale musisz być dzielna.- dodała, choć sama z trudem powstrzymywała się od pokazania, jak bardzo cierpi.
Kathleen wstała.
- Dziękuję. Niech pani za mną tu zaczeka.- pobiegła do gabinetu profesora Dumbledora.
Schody, na które zawsze narzekała, tym razem nie sprawiły jej żadnego kłopotu.

W połowie drogi spotkała koleżanki z Gryffindoru. Ever, Jessica i Saga były na 5 roku.
- Cześć!- krzyknęła Kat, nie zwalniając. Nie miała ochoty na pogawędkę.
- Gdzie tak pędzisz?- zawołała Saga. W rękach trzymała swoją kotkę, Fiorę.
- Do gabinetu dyrektora!- zatrzymała się mimowolnie.
- Coś zmalowałaś?- zapytała Ever z porozumiewawczym uśmieszkiem.
- Nie tym razem.-odpowiedziała dziewczyna.
- Coś ty taka poważna? Coś się stało?- zapytała Jessica.
- To długa historia. Opowiem wam ją w kilku zdaniach, bo nie mam zbyt wiele czasu. Wczoraj Lexy i Jenny poszły do Zakazanego Lasu. Zaatakowały je wilkołaki. Na szczęście nie zostały ugryzione. Były jednak ranne. Dzisiaj ich stan się pogorszył, dlatego są przewożone do Szpitala Św. Munga. Spotkałam mamę bliźniaczek, zaproponowała mi, że zabierze mnie tam ze sobą, pod warunkiem, że otrzymam zgodę od dyrektora.
- Myślisz, że znajdzie miejsce dla czterech osób?- zapytała Ever.
Kathleen przez dłuższą chwilkę zastanawiała się, o co może chodzić koleżance. Co ona kombinuje? Czy właśnie zasugerowała, że ma je ze sobą zabrać?
- Nie jestem pewna. Nie wiem, jak tam się przeniesiemy. Ale możemy spróbować.
Do gabinetu Dumbledora poszły już w czwórkę. Saga, która wczoraj była w gabinecie- znała hasło. Miała tylko nadzieję, że od tego czasu profesor go nie zmienił.

- Czekoladowe żaby.- wyrecytowała. Posąg chimery odskoczył w bok, po czym wyłoniły się schody.
- Chodźcie.- szepnęła Jessica.
Dziewczyny niepewnie stawiały kroki. Liczyły na to, że dyrektor dobrze je przyjmie, ale była też taka opcja, że jest aktualnie zajęty.
- Czemu zawdzięczam tą wizytę?- zapytał dyrektor.
Kathleen trochę zdenerwowana przedstawiła swoją prośbę. Nie zdążyła dokładnie wytłumaczyć sytuację, a już Dumbledore wcisnął jej do ręki cztery pozwolenia z jego podpisem.
- Może dropsa?- uśmiechnął się.
Kathleen, Jessica i Saga podziękowały, zaś Ever zgarnęła 4 pastylki.

******************************************************************

-Przykro mi, tylko rodzina.- lekarz pokręcił głową. Przepuścił jedynie mamę bliźniaczek, która spojrzała na niego z oburzeniem:
- No wie pan co! Kuzynek poszkodowanych pan nie wpuści?- kobieta sprytnie użyła kłamstwa.
Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie z pod okularów, ale zgodził się.
Cała szóstka weszła do sali. W schludnie pościelonych łóżkach spały bliźniaczki.
- Są po operacji.- odezwał się doktor.- Jednak powodzenie tego zabiegu możemy stwierdzić dopiero po ich przebudzeniu.- dodał, gestem zachęcając, by panie usiadły.
Nastąpiło niezręczne milczenie, przerywane tylko nierównym oddechem sióstr.
Minuty dłużyły się w nieskończoność. Napięcie było zbyt silne. Kathleen musiała wyjść na korytarz.
Strach i rozpacz ustąpiły miejsce złości. W chwilach porywu dziewczyna uderzyła pięścią w ścianę. W myślach poprzysięgła zemstę Aranei. Była niemal pewna, że to jej sprawka. Nie mogła odmówić Ślizgonce sprytu i urody, ale serca miała z kamienia. Nie okazywała uczuć. Aranei była dla Kathleen po prostu pustką. Chciała ją upokorzyć, zrobić jej coś złego. Sama bała się tej nienawiści jaką ją darzyła, ale nie mogła... Czuła, że nie mogła jej tego wybaczyć...














piątek, 4 września 2015

Rozdział 10: ,,Walka, przeprosiny i ratunek"



Kudłate stworzenie było co raz bliżej, poruszało się bardzo niezgrabnie. Z pyska ciekła mu ślina, a kły błyszczały w świetle Księżyca. Wilkołak przenikliwie zawył. Odpowiedziała mu cisza. Zawył jeszcze raz. Tym razem otrzymał odpowiedź. Zza krzaków wyłoniły się jeszcze dwie bestie. Bliźniaczki sparaliżował strach. Chciały uciekać, ale nogi odmawiały im posłuszeństwa. Całe zlane potem nie mogły przypomnieć sobie żadnego przydatnego zaklęcia. Było już za późno. Zwierzęta bez trudu je dostrzegły. Ruszyły w ich stronę. Lexy i Jenny dopiero teraz odzyskały całkowitą jasność umysłów, rzuciły się w ucieczkę. Niestety, wilkołaki nie zrezygnowały z ofiar. Jenny przyszło na myśl dość łatwe, prymitywne zaklęcie, które poznały w pierwszej klasie.
- Wingardium Leviosa.- Jenny skierowała różdżkę na ogromne, przewalone drzewo.
Napięła mięśnie z wysiłku. Jeszcze nigdy nie próbowała podnosić tak ciężkich obiektów i to jeszcze w biegu. Udało się. Drzewo runęło na jednego z wilkołaków. Ten przewrócił się pod ciężarem drzewa, z torsu spływała mu krew. Towarzysze zatrzymali się i  znad ludzką siłą odrzucili roślinę. Ranna bestia pozostała daleko w tyle. Bliźniaczki próbowały zmylić pościg. Rozdzielały się, by znów spotkać się za którymś z drzew. Zwierzęta znały jednak las nie gorzej niż dziewczyny i nie dały się zwieść. Po 15 minutach takiej gonitwy uczennice Hogwartu były wyczerpane. Nie miały siły uciekać, ale nie chciały tak łatwo się poddać. Lexy zamieniła gałązki w kamienie, powiększyła je i razem z siostrą ułożyła z nich wał obronny.
- Jak myślisz, ile czasu im zajmie przebicie się przez ten mur?- Lexy zatrzymała się, żeby złapać oddech.
- Nieszczególnie długo.- odparła bez zastanowienia siostra, również na chwilę się zatrzymując.
- Dlaczego tak uważasz?
- Bo już częściowo im się to udało!- wrzasnęła Jenny, ciągnąc za rękę siostrę.
Obydwie znów zaczęły biec. Po 30 sekundach stworzenia dosłownie zburzyły wał i bez większego wysiłku dogoniły bliźniaczki...

******************************************************
Kathleen tak świetnie bawiła się z Ryan`em, że zupełnie zapomniała po co tu właściwie przyszła. Czas zleciał im na wzajemnym pluskaniu się wodą i wygłupach. Dopiero gdy zegar w łazience wybił 1 godzinę zdała sobie sprawę, że nadal nie odnalazła przyjaciółek. Próbowała się pocieszyć myślą, że pewnie już dawno wróciły do dormitorium, ale instynkt podpowiadał jej, że jest inaczej.
Pożegnała się ze Ślizgonem, przebrała w szatę i opuściła łazienkę prefektów. Nagle zobaczyła swoją kuzynkę.
- Psst.. Avie! Co ty tutaj robisz?- wyszeptała Kathleen.
- Włóczę się, a ty Kat?- zaśmiała się cicho.
- Właściwie to szukam bliźniaczek. Pokłóciłyśmy się i dotąd nie mogę ich znaleźć.- wyznała.
- Widziałam je!- oświadczyła nieco głośniej kuzynka.
- Ciiii... Bo nas ktoś usłyszy...- wystraszyła się Kat.- Mów dalej.
- Kazały cię przeprosić i tyle. No i pytały się czy widziałam Aranei...
- Nie bujaj.- zdziwiła się Krukonka.
- Mówię serio. Przecież mnie znasz. Poszły za nią. Trochę się martwiłam, jak zobaczyłam przez okno, że wchodzą do Zakazanego Lasu, ale Aranei mi powiedziała, że wymieniły porachunki i już słodko śpią...
- Nigdy nie wierzy się Aranei.- westchnęła.- Założę się, że ona je w coś wrobiła i nadal tam są.- Nie wiem, jak ty, ale ja nie zostawię je tak.
- Idę z tobą!- Avie położyła jej rękę na ramieniu.
Kathleen zgodziła się ochoczo. Postanowiła jednak na wszelki wypadek sprawdzić czy bliźniaczki rzeczywiście wróciły do dormitorium. Tak, jak podejrzewała nie było ich tam. Gdy zrezygnowana wyszła na korytarz okazało się, że oprócz Avie czeka na nią ktoś jeszcze. To była osoba, z którą Kathleen raczej nie chciała się spotkać.
- Kat, chciałem z tobą porozmawiać.- Victor zwrócił się do kompletnie zdezorientowanej dziewczyny.
- Nie ma o czym.
- Daj spokój. Wiem o co ci chodzi. Tak, nie pojawiłem się na imprezie, ale chciałem!
- Nie wciskaj mi kitu.
- Wysłuchaj mnie chociaż przez chwilkę. Gdy pojawiłem się w pokoju wspólnym Gryffindoru moi koledzy nie chcieli mnie wypuścić. Nasz dom od dawna nie miał okazji do świętowania. W końcu było już tak późno, że postanowiłem w ogóle nie iść niż tak znacznie się spóźnić.- wyrzucił z siebie.
- Nie sądzisz, że to dość tania historyjka.- zapytała Kathleen, unosząc brew.
- Musisz mi uwierzyć. Naprawdę jest mi przykro. Przepraszam... Mam tu coś, co może poprawi ci humor.- mówiąc to wyciągnął prześliczną bransoletkę i zapiął ją na ręce dziewczyny.
Gdy to uczynił na kolorowych koralikach pojawił się błyszczący napis: Jesteś wyjątkowa!
Kathleen uśmiechnęła się:
- No dobrze, chyba jesteśmy kwita.
- Nie do końca.- zaśmiał się Victor.- Osoba z którą miałem iść do Hogsmeade nie ma pozwolenia od rodziców, więc pomyślałem, że możemy iść razem. To już za dwa dni.
- Jasne. -odparła Kat. - Och nie!- złapała się za głowę.- Całkiem zapomniałam o tym wszystkim.. Vic, przepraszam Cię bardzo, ale muszę już lecieć.
- Może mógłbym się jakoś przydać?
- No nie wiem... Chociaż... - zawachała się dziewczyna.- Ok, zawsze będzie nam raźniej. Sprawa wygląda tak: Lexy i Jenny poszły do Zakazanego Lasu. Dotąd nie wróciły. Martwimy się, że mogło stać się im coś złego.
- Wasze obawy są uzasadnione.Chyba do końca nie wiecie, jakie stworzenia zamieszkują tamtejsze tereny...
- Mówili nam o jednorożcach i hipogryfach.- odezwała się Avie.
- Jednorożce i hipogryfy to pestka w pórownaniu, z tym co kryje się głębiej.- Victor przybrał poważną minę.- Wampiry, wilkołaki... A co do wilkołaków... Spotkałem dziś Hagrida, twierdził, że są dzisiaj wyjątkowo pobudzone. Same zobaczcie. Jest pełnia.- mówiąc to wskazał na okno.
- A to oznacza, że jeśli je ugryzą...- zaczęła przerażona Krukonka.
- Zostaną nimi na zawsze.- dokończyła Avie.

******************************************************

Bliźniaczki nie miały pojęcia ile trwała walka. Wiedziały tylko, że nie mogą się poddać. Stawka była wyjątkowo wysoka. Próbowały róźnych sposobów, by pokonać bestie. Udało im się skrępować jednego rannego wilkołaka tym samym zaklęciem, co je wcześniej Aranei, ale dla zdrowych przedstawicieli tego gatunku więzły były za słabe. Lexy i Jenny wyczarowały również ogień, by odgonić dzikie stworzenia, ale i to na niewiele się zdało.
Zwierzęta koniecznie chciały dopiąć swego. Zdesperowane bestie decydowały się na coraz
brutalniejsze kroki. Jednemu z wilkołaków udało się pochwycić Jenny, gdy ta wyrywała się, postanowił zminimalizować opór i cisnął nią o ziemię. Jenny upadła na twarz. Z jej rozciętych ust polała się krew. Próbowała wstać, ale złamana noga odmówiła posłuszeństwa. Nie miała siły krzyczeć, gdy jej oprawca pochylił się nad nią obnażając kły. Lexy rzuciła się na stworzenie, ale nie dała mu rady. Ponieważ różdżka wypadła jej z kieszeni musiała walczyć gołymi rękoma. Wilkołak gwałtownie zamachnął się łapą, po czym na policzku Lexy pojawiły się rozległe rysy. Drugi osobnik ciągnął ją za zranioną wcześniej rękę, wbijąc jej pazury. Ona również została powalona. Wiedziały co je czeka. Lexy i Jenny z trudem schwyciły się za ręce i przymknęły powieki, oczekując najgorszego. Sekundy mijały, a nic się nie działo. Bliźniaczki otworzyły oczy. Zaczęło wschodzić słońce .
Wilkołaki wymieniły spojrzenia i pobiegły przed siebie, po drodze zgarniając rannego towarzysza. Niebezpieczeństwo minęło, ale dziewczyny były pewne, że i tak nie pozostało im wiele czasu. Z ran ubywało coraz więcej krwii. Próbowały przypomnieć sobie najwspanialsze momenty ich życia, ale prawie każde wspomnienie wiązało się z Kathleen. Żałowały, że przed śmiercią jej nie zobaczą...

Coś poruszyło się w krzakach. Lexy i Jenny wszystko było już jedno. Po cichu liczyły na to, że ten ktoś ukróci im cierpienia. Im oczom ukazał się piękny lisek polarny z lśniącymi oczkami i śnieżniobiałym futerkiem. Tuż za nim kroczył potężny niedźwiedź, niosący na swoich plecach nikogo innego jak Victora. Lexy przetarła oczy ze zdziwienia, spojrzała się na siostrę, która tylko kiwnęła głową na znak, że też to widzi. Victor zszedł z niedźwiedzia. Bliźniaczki usłyszały ciche pyknięcie. Lisek przemienił się w Kathleen, a niedźwiedź w Avie.
- Jak...wy... nas.. tu...- powiedziała Lexy słabym głosem.
- Na wyjaśnienia przyjdzie czas. Teraz najważniejsze jest przetransportowanie Was do zamku.- Victor podszedł do dziewczyn i bacznie przyjrzał się im urazom.- Avie, pozwól tutaj. Twój ojciec jest uzdrowicielem, prawda?
Dziewczyna pokiwała głową i opatrzyła ranny.
- Nie najlepiej to wygląda. Jenny, twoje złamanie jest dość poważne, ale myślę, że pani Pomfrey szybko sobie z nim poradzi. Lexy, konieczne jest jak najszybsze zatamowanie rany. Co do rys nie są szczególnie głębokie.
Victor pomógł bliźniaczkom wstać.
- Proponuję użycia zaklęcia: Ascendio.-rzekł.
Dziewczyny przystały na jego propozycję. Piątka znajomych chwyciła się za ręce. Unieśli do góry różdżki, wypowiedzieli formułę zaklęcia, aż w końcu unieśli się w górę, po mału przesuwając w kierunku zamku.


Gdy Pani Pomfrey zobaczyła bliźniaczki załamała ręce. Podała im z tuzin rozmaitych specyfików i zmieniła opatrunki.
- Jeszcze wczoraj Kathleen opuściła mnie, a już mam kolejnych poszkodowanych na głowie.- biadoliła pielęgniarka. Bogu dzięki, że je tu przyprowadziliście. Widzę, że miały  fachową opiekę...- pochwaliła uczniów.- Gryffindor, Ravenclav i Hufflepuff otrzymują 25 punktów, a teraz zmykajcie!








poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 9: ,,Rozczarowanie, pojedynek w Zakazanym Lesie"


Kathleen w kilka chwil stała się najbardziej pożądaną osobą w całym Hogwarcie. Jej spektakularne gole były głównym tematem fanów Quidditcha. Wszystkie dziewczyny chciały jak najbardziej się do niej upodobnić. Z tego co wiedziała zamierzały również założyć jej fanclub. Sława jaką wszyscy ją otaczali wcale ją nie obchodziła. W głębi duszy była zwyczajną nastolatką, która pragnęła, by chłopak jej marzeń, odwzajemnił jej uczucie. Tymczasem tylko sprawił jej zawód. Nie zjawił się na imprezie. Gdyby wiedział ile łez ją to kosztowało...
- Nie możesz się tak zamartwiać!- Lexy usiadła obok przyjaciółki.- Co się stało z naszą Kat?
- Odeszła i nie wróci...- pociągnęła nosem.
Czuła się dziwnie. Tego samego dnia odczuwała tyle różnych emocji: radość, smutek, złość...
- Daj spokój! To, że on nie przyszedł na imprezę to nie znaczy, że cię nie lubi!- Jenny położyła swoją dłoń na jej ramieniu.
- Może i macie rację.- wzruszyła ramionami Kathleen.- W każdym bądź razie sprawił mi okropny zawód.
- Victor to sympatyczny chłopak i na pewno nie zrobił tego specjalnie.- odezwały się bliźniaczki.
- Wiecie co...  chciałabym pobyć trochę sama.- Kat odwróciła się w stronę okna.
Dziewczyny spojrzały na nią z wyrzutem.
- Myślałam, że się przyjaźnimy.- Jenny miała Kat za złe, że właśnie  wyprasza je ze wspólnej sypialni.
- Owszem, ale tym razem nie możecie mi pomóc.
- Zdecyduj się- wolisz zamartwiać się Victorem czy spędzać czas z nami?!
- Jeśli macie tak wrzeszczeć, to wybieram tą pierwszą opcję.- Kat wsunęła się pod kołdrę i zasłoniła sobie głowę poduszką.
- A teraz jeszcze masz czelność nas ignorować! - zdenerwowała się Lexy.
- Tak, mam i jestem z tego dumna!- odezwał się głos stłumiony przez poduszkę.
- Jak nasza rozmowa ma tak wyglądać, to weź się wypchaj.- Jenny ze złością rzuciła w Kat zmiętą kulką papieru.
- Wzajemnie!- Kathleen wyłoniła się zza poduszki z jadowitym uśmiechem. -W misiach z którymi śpicie jest wystarczająco pluszu dla nas troje.
- Wcale nie śpimy z żadnymi misiami.- bliźniaczki zrobiły się całe czerwone na twarzy.
- Nie? A co znalazłam pod waszymi łóżkami?
- Nawet jeżeli to prawda, nie powinno Cię to interesować!
- Podobnie jak was moje relacje z Victorem!
 - I świetnie! - wykrzyknęła Lexy.
Razem z siostrą wybiegły z sypialni, a potem z dormitorium. Przez te cztery lata znajomości z Kathleen jeszcze nigdy się nie pokłóciły. Dotąd uchodziły za najbardziej zgrane trio na swoim roku. Nagle Jenny stanęła jak wryta.
- Idzie Aranei!- wyszeptała.- Masz ochotę się zrewanżować za ,, Incendio"?
- Jasne.- odparła Lexy,  podwijając rękawy szaty.- Schowajmy się za rogiem. Gdy będzie już blisko odliczymy do trzech i rzucimy zaklęcie ,,Levicorpus".
Po chwili usłyszały kroki.
- Idzie!- ucieszyła się Jenny.
- Raz, dwa,  trzy!!! Levicorpus!- wrzasnęły równocześnie.
Wysunęły się ze swojej kryjówki, by nacieszyć się chwilą triumfu. Jakie było ich zdziwienie, gdy głową w dół zwisała nie Aranei, lecz profesor Snape...
- Och nie!- Jenny pacnęła się dłonią w czoło.
- Panie profesorze! To był wypadek! Miałyśmy trafić kogoś innego!
Severus upadł na ziemię. Wstając, przemówił:
- Nie obchodzi mnie to. Po pierwsze na korytarzu obowiązuje zakaz używania zaklęć! Po drugie była to nieuzasadnione napaść na nauczyciela. Po trzecie włóczycie się po nocach.
Dzięki Wam Ravenclav traci 50 punktów!- nauczyciel podszedł do klepsydr z punktami.
Bliźniaczki zwiesiły głowy. Jak dotąd Krukoni prezentowali się najlepiej. Teraz z pewnością spadną na ostatnie miejsce.
- Do łóżek!- warknął Snape.
Lexy i Jenny udawały, że dreptają w kierunku dormitorium. Snape najwyraźniej był zmęczony, bo łyknął to bez problemu. Dziewczyny ostatecznie skręciły jednak w inną stronę. Wiedziały, że sporo ryzykują, ale chęć zemsty była silniejsza. Po drodze napotkały Avie.
- Cześć, widziałaś może Aranei?- zapytała Lexy.
- Pewnie.- uśmiechnęła się kuzynka Kathleen.- Szła w tamtą stronę.- mówiąc to pokazała bliźniaczkom kierunek.
- Dzięki.- odparły bliźniaczki. - Aha i przekaż Kat, że ją przepraszamy.
Avie skinęła głową.
Bliźniaczki szły w kierunku wskazanym przez Puchonkę. Z nienacka ciszę przerwał krzyk. Ktoś podobnie jak wcześniej siostry schował się za rogiem i ,,poczęstował" obie zakleciem:
,,Incarcerous".  Lexy i Jenny oplotły sznury, które sprawiły, że nie mogły się poruszyć.
- Dwa do zera!- zaśmiała się Aranei.
- Rozwiąż nas!- rozkazała Jenny.
Aranei niechętnie to uczyniła.
- Nie jesteście zbyt sprytne. Zauważyłam jak się na mnie czacie. Domyśliłam się, że zaatakujecie pierwszą osobę, która koło was przejdzie. Dlatego cofnęłam się, zastukałam dość głośno do drzwi od gabinetu profesora Snape'a i pobiegłam w inną stronę, tak żeby mnie nie zauważył.
- To było podłe. Straciłyśmy 50 punktów!- westchnęła Lexy.
- No cóż. Ja chciałam tylko ratować własną skórę.- zaśmiała się.- Jeśli chcecie dostąpić  zaszczytu pojedynkowania się ze mną, to zapraszam do Zakazanego Lasu o północy.
- Na mózg ci padło?!- zdziwiły się bliźniaczki.
- A więc strach Was obleciał?
- Ależ skąd. Po prostu nie kwapimy się do straty kolejnych gjpunktów.
- Jak chcecie. Gdybyście zmieniły zdanie będę czekać. Kierujcie się ścieżką na północ . Po 30 minutach drogi ujrzycie wielki głaz. Tam się spotkamy. O ile oczywiście nie stchórzycie. -parsknęła pogardliwie.
                                                                **************************
Kathleen szukała bliźniaczek od ponad godziny. Była zmęczona i zła.  Może faktycznie nie była szczególnie miła?  To nie zmienia faktu,  że powinny zrozumieć jej nastrój i po prostu dać jej spokój. Zatrzymała się.  Gdzie poszłaby na miejscu Lexy i Jenny?  To głupie...  A może jednak?  W końcu nie sprawdzała łazienki prefektów. Na miejscu spotkała przeszkodę. Drzwi za nic nie chciały się otworzyć. Nawet zaklęciem Alohomora. Najwyraźniej potrzebne było hasło. Już chciała zrezygnować,  gdy nastąpiła nogę na kartkę
z napisem ,,Bąbelkowa rozkosz". Coś mówiło jej,  że to któryś z prefektów zanotował na niej nowe hasło, po czym po prostu zapisek wyrzucił.
- Bąbelkowa rozkosz. - wyrecytowała.
Drzwi otworzyły się. Kat wślizgnęła się do środka.  Nikogo tam nie znalazła. Postanowiła,  że w takim razie sama zażyje relaksującej kąpieli. Już zaczęła zdejmować spodnie, gdy okazało się,  że jednak nie jest sama. Z wody przyglądał jej się Ryan. Speszony gromadził wokół siebie pianę.
- Chyba nie chcesz się ze mną myć?- zapytał przerażony tą perspektywą.
- Zwariowałeś?! Szukam przyjaciółek. A ty mi nie wyglądasz na prefekta. Można nim zostać dopiero w piątej klasie.
- Jacoob zdradził mi hasło -wyjaśnił. -Nie,  tym razem nie podsłuchiwałem. Przy okazji ty też nie jesteś prefektem. Jak się tu dostałeś?
- Zostawiłeś kartkę.- uśmiechnęła się.
- Super, a teraz zmykaj z tąd!  Nie mam na sobie nawet bokserek!
- Jaki pech,  że ty akurat musiałeś teraz wziąść tą kąpiel!  Miałam ochotę na odrobinę relaksu. - jęknęła.
- Chyba będę mógł cię znieść,  jeśli odwrócisz się na chwilę. Muszę założyć to i owo...

                                                  ******************************
- Wystawiła nas!- Jenny była zdezorientowana.- Przecież to tutaj miałyśmy się spotkać.
Bliźniaczki rozejrzeły się. Nic nie wskazywało na jej obecność.
- Mam tego dość!  Oszukała nas!- Lexy nie przebierała w słowach.
- Jestem. - usłyszały tuż za sobą.
Z ciemności wyłoniła się Aranei.
- Peleryna niewidka.-wyjaśniła. -Nie ta legendarna.- sprostowała widząc miny krukonek.
- Kupiłaś na pokątnej?
Ślizgonka tylko kiwnęła głową.
- Ponieważ jesteście dwie, przyprowadziłam koleżankę. - Pozwól tutaj Charlotte.
Bliźniaczki znały ją. Podobnie jak Aranei pochodziła z bogatej,  wpływowej rodziny,  bardzo szanowanej i słynącej z nieskazitelnie czystej krwii.
- Niech będzie.- zgodziła się Jenny.
- Zacznijmy,  może.
Cała czwórka zbliżyła się do siebie. Dziewczyny uniosły wysoko różdżki i ukłoniły się.
Odwróciły się,  przeszły kilka kroków i ponownie zwróciły się do siebie twarzami.
- ,,Expelliarmus"! - rzuciła zaklęcie Jenny.
- ,,Protego"! - Charlotte jakby od niechcenia wyczarowała tarczę.
Jenny ledwo zdążyła się schylić przed odbitym promieniem.
Aranei zaatakowała Lexy wyjątkowo paskudnym zaklęciem na wzrost zębów. Lexy odskoczyła na bok,  ale straciła równowagę i upadając rozcięła sobie rękę. Jenny pomogła wstać siostrze. Aranei wykorzystała ten moment i spowolniła Jenny ,,Immobilus'em". Gdy wraz z Charlotte naśmiewały się z wolno poruszające się przeciwniczki, Lexy wyszeptała:
- ,,Furnunculus"!
Na twarzy Charlotte pojawiły się paskudne chrosty. Gdy ujrzała swoje odbicie w kałuży zasłoniła twarz dłońmi i uciekła, zanosząc się szlochem.
Jenny odzyskała normalną szybkość i postanowiła zrewanżować się na Aranei.
- ,,Tarantallegra"!- wykrzykneła.
Nogi Aranei zaczęły pląsać na różne strony. Jednak jak na prawdziwą czarownicę przystało  Ślizgonka szybkim ruchem sięgnęła po różdżkę i sama rzuciła przeciwzaklęcie.  Siostry były pod wrażeniem. W ten usłyszały, że ktoś się skrada. Aranei szybko narzuciła na siebie pelerynę i znikła. Lexy i Jenny zostały same. Znów usłyszały kroki, ale zdecydowanie bliżej ich. W oddali zobaczyły jakąś ciemną postać.
- Hhhhhhagriddd?- zapytała Jenny.
Ale to nie był gajowy, to było coś znacznie gorszego...

--------------------
Polecamy :)
http://snilyczylihistoriaprawdziwejmilosci.blogspot.com/