sobota, 10 października 2015

Rozdział 12: ,,Niemożliwe, a jednak..."



Akcja- motywacja okazała się świetnym pomysłem! Dzięki temu dowiedziałyśmy się, że całkiem sporo osób czyta naszego bloga! Zupełnie się tego nie spodziewałyśmy :) ! W dalszym ciągu komentujcie i piszcie co Wam sie podoba, co musimy poprawić,  czy macie jakieś pomysły na dalsze wątki. Wasze zdanie jest bardzo ważne :* .
Przy okazji zapraszamy -----> http://nowepokoleniefelicity.blogspot.com/?m=0
---------------------------------
Kathleen siedziała na korytarzu. Zupełnie straciła rachubę czasu...
Księżyc rzucał blade światło na tykający zegar. Dziewczyna spojrzała na niego mimowolnie. Była trzecia w nocy. Poczuła dziwny niepokój. Sama nie wiedziała dlaczego. Świszczący wiatr, który miotał starym, otwartym oknem kojarzył jej się z nadejściem tragedii. Coś poruszyło się między fotelami. Odwróciła się, jednak nic nie zobaczyła. Drzwi od sali, w której znajdowały się bliźniaczki nagle trzasnęły. Sytuacja nie powtórzyła się, więc dziewczyna odetchnęła z ulgą, myśląc, że to co widziała jest skutkiem zmęczenia.

Chwyciła gazetę ze stoika. Na okładce umieszczono ruchome zdjęcie Korneliusza Knota. Kathleen wzdrygnęła się, zwinęła ,,Proroka codziennego" w kulkę i cisnęła nim do najbliższego kosza. Nigdy nie przepadała za Ministrem Magii.Wydawał jej się zbyt wyniosły. Z satysfakcją uśmiechnęła się i chwyciła kolejny magazyn. Ładne dziewczyny przechadzały się na zdjęciu, prezentując nowe szaty Madame Malkin. Kathleen odruchowo zerknęła na swój strój. Poprzecierane łokcie łatwo rzucały się w oczy, poza tym przez wakacje sporo urosła, więc jej szata stała się dość krótka i ciasna. Może uda jej się namówić mamę na kupno nowej?

Niespodziewanie drzwi znów się poruszyły.  Tuż koło siebie usłyszała ludzki oddech. Ten ktoś musiał być bardzo stary, gdyż z łatwością wyczuła w głosie chrypkę. Na próżno szukała po kieszeniach różdżki. Zapomniała zabrać ją ze sobą,  a teraz tego żałowała. Sparaliżowana strachem wcisnęła się w siedzenie, a twarz zakryła dłońmi. Była zupełnie bezbronna. Siedziała tak dobre 5 minut. Bała się cokolwiek powiedzieć, by nie zdradzić swojej obecności. Z czasem odważyła się odsłonić twarz, a gdy nic nie wskazywało na niebezpieczeństwo, nieznacznie się poruszyła.
- Halo... Czy ktoś tu jest?- zapytała niepewnie.
Odpowiedziała jej cisza.

 Wstała i przyłożyła ucho do drzwi. Usłyszała męski głos, to był doktor. Przemawiał z wyraźną trudnością. Każde słowo dobierał z niezwykłą dokładnością. Udało jej się wychwycić pojedyncze słowa. Nic z tego jednak nie zrozumiała. Wahała się przez chwilę, aż w końcu chwyciła klamkę.

Widok sprawił, że Kathleen upadła na ziemię. Szok był zbyt wielki. Mama bliźniaczek płakała. W rękach trzymała martwe ciała Jenny i Lexy. Ever wpatrywała się w podłogę, zaciskając usta; Jessica cała drżała, zaś Saga dosłownie tonęła we własnych łzach. Kathleen chciała coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów. Teraz wiedziała kim był tajemniczy gość. Sama śmierć, ukryta pod peleryną niewidką. W Kat zbierały się wyrzuty. Dlaczego jej nie zatrzymała? Dlaczego wolała ratować własną skórę? Tak nie zachowuje się przyjaciółka. Jenny i Lexy zasługiwały na większe poświęcenie. W chwili, w której potrzebowały ją najbardziej,  stchórzyła. Zapłaciła za to najwyższą cenę. To nie Aranei jest okrutna,  lecz ona. Chciała się podnieść, ale zakręciło jej się w głowie.

 Obraz nagle zaczął się rozmywać i Kathleen pojawiła się w szkolnej ławce. Dwa krzesła obok, na których zawsze siedziały bliźniaczki, były puste. Profesor Snape rozpoczął lekcje. Krukonka już chwyciła pióro i zeszyt, chcąc zanotować temat ale jej uwagę przykuły dwie, snujące się po klasie blade postacie. To były Lexy i Jenny, a raczej... ich duchy! Wszyscy uczniowie wytrzeszczyli oczy, podczas gdy dziewczyny spokojnie pofrunęły na swoje miejsca. Próbowały usiąść na krzesłach, ale przez wszystko przenikały. W końcu rzuciły się na Kathleen z mściwym uśmieszkiem. Ta zaczęła uciekać po całej klasie, zrzucając ze stołów kociołki i podręczniki. Amanda pisnęła przenikliwie i  ruszyła Kathleen z odsieczą, ale rzucanie w duchy fiolkami na nie wiele się zdało.
- To twoja wina!- pomstowały duchy!- To wszystko przez ciebie!
W końcu dopadły ją w jakimś kącie.
- Panie profesorze, niech pan coś zrobi!- krzyknęła rozpaczliwie dziewczyna.
Snape niespiesznie wstał i przemówił:
- Duchami po śmierci stają się tylko osoby, które nie były szczęśliwe za życia. Z tego co słyszę, masz coś z tym nieszczęściem wspólnego.
- Ja?-  wysapała Kathleen.
- Tak, ty.- odparł Severus, oddalając się.
Kathleen skorzystała z nieuwagi Lexy oraz Jenny i pędem wybiegła na korytarz. Zatrzymała się przed Dormitorium, będąc pewna, że je zgubiła. Tuż za plecami usłyszała diabelski chichot.... O nie, one wszędzie ją dopadną...

Dziewczyna obudziła się zlana zimnym potem. Znajdowała się w sypialni Krukonek. Musiała dojść chwilę do siebie, za nim zrozumiała, co tak naprawdę się stało. Najwyraźniej zasnęła w szpitalu, a mama bliźniaczek zapewne z powrotem dostarczyła ją do Hogwartu.
- Hi,hi, hi!- usłyszała obok siebie.
Obróciła się przerażona.
- Ufff, to tylko Amanda.- westchnęła sama do siebie.



7 komentarzy:

  1. Nie ogarniam... To od początku jej się śniło? Czy ten początek z tą trzecią w nocy jeszcze nie? xD
    Ale dziwny miała ten sen, mam nadzieję, że nie wniesie nic szczególnego. Ogólnie trochę lipa, że praktycznie cały rozdział to sen, bo wynika z tego, że nic nowego się nie dowiedziałam - może poza tym, że Kat jest już w Hogwarcie i że pewnie zadręcza się z powodu bliźniaczek - co wywnioskowałam z tego snu.
    Tak czy siak, rozdział ciekawy.
    Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział miał na celu zdziwienie czytelnika iż Lexy i Jenny umarły, ale ponieważ nie chciałyśmy ich uśmiercić, wpadłyśmy na taki pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, czekam na nx:) *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się nowy wygląd bloga. ;)

    OdpowiedzUsuń