czwartek, 24 września 2015

Rozdział 11: ,,Zła wiadomość"


Uwaga! Akcja-motywacja! Czytasz= komentarz! :)  
Zapraszam------->http://ta-lepsza-rzeczywistosc.blogspot.com 

--------------------------
Po lekcjach Kathleen postanowiła odwiedzić bliźniaczki.  Miała im tyle do opowiedzenia. Ravenclav wysunął się na trzecie miejsce w punktacji, pokonując Hufflepuff. To chyba wystarczająco dobra  nowina, by sprawiła im trochę radości. Pełna optymizmu wkroczyła do Skrzydła Szpitalnego. Jakie było jej zdziwienie, gdy zauważyła, że wokół bliźniaczek krzątają się dwaj mężczyźni, ubrani w białe fartuchy. Po chwili lekarze za pomocą magii unieśli w powietrze łóżka, które wyfrunęły z sali.
- Co się dzieje?- zapytała Kat, czując, że robi jej się słabo.
- Nie mam dla Ciebie dobrej wiadomości.- odezwała się pani Pomfrey, poważnym głosem.- Właściwie nie powinnam ci tego mówić, bo to informacja bardzo poufna, ale..- tu ściszyła głos.- Lexy i Jenny będą przetransportowane do Szpitala Św. Munga.
- Nie rozumiem...- dziewczyna oparła się o ścianę, ponieważ kręciło jej się w głowie.
- Do ran wdało się zakażenie. Dodatkowo ich osłabione organizmy padły łatwą ofiarą wyjątkowo paskudnej infekcji. Początkowo myślałam, że dam sobie z tym radem, ale gdy stan uczennic się nie polepszył, musiałam zadziałać.

Kathleen tylko kiwnęła głową. Słowa dosłownie więzły jej w gardle. Wybiegła ze Skrzydła Szpitalnego i odprowadziła wzrokiem śpiące przyjaciółki. Była bezsilna. Usiadła na podłodze i rozpłakała się. Już drugi raz w tym tygodniu. Ludzie przechodzili obok niej obojętnie, niektórzy rzucali jej spojrzenia pełne pogardy. Nie obchodziło ją to. Mogła stracić swoje jedyne przyjaciółki. Ta myśl gnębiła ją do utraty sił. Co będzie dalej? Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy bliźniaczki? Czy jeszcze kiedykolwiek usłyszy ich śmiech? Tak bardzo chciała poznać odpowiedź na te pytania. Z minuty na minutę coraz bardziej pogłębiała się w rozpaczy. Przed oczyma miała chwilę, kiedy wszystkie trzy były razem. Uświadomiła sobie, że to były najszczęśliwsze momenty jej życia.
Nie zawsze to doceniała. Wiele by dała, by cofnąć czas... Gdyby nie pokłóciła się z bliźniaczkami nie poszłyby do Zakazanego Lasu. Czuła się po części winna temu, co je spotkało. Rozkleiła się już zupełnie.

- Co się stało, kochanie?- usłyszała nad sobą łagodny głos.
Kathleen otarła rękawem łzy i odwróciła się. Pochylała się nad nią oszałamiająco piękna blondynka.
Jedyna osoba, która zainteresowała się nią. Biło od niej ciepło, jakiego dawno nie spotkała.
- Nic...- odparła zawstydzona.- Kim pani jest?
- Jestem mamą dwóch uczennic.
- Lexy i Jenny? To pani córki?- zapytała zaskoczona.
- Zgadza się. Ty pewnie jesteś Kathleen. Córki wiele mi o tobie mówiły. Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach...
- Bardzo chciałabym być z Lexy i Jenny. To moje przyjaciółki.- wyjaśniła Krukonka.
- Mogę cię tam zabrać. Oczywiście jeśli dyrektor się zgodzi.- uśmiechnęła się kobieta.-Każdy ma swoje chwile słabości. Nie masz się czego wstydzić, ale musisz być dzielna.- dodała, choć sama z trudem powstrzymywała się od pokazania, jak bardzo cierpi.
Kathleen wstała.
- Dziękuję. Niech pani za mną tu zaczeka.- pobiegła do gabinetu profesora Dumbledora.
Schody, na które zawsze narzekała, tym razem nie sprawiły jej żadnego kłopotu.

W połowie drogi spotkała koleżanki z Gryffindoru. Ever, Jessica i Saga były na 5 roku.
- Cześć!- krzyknęła Kat, nie zwalniając. Nie miała ochoty na pogawędkę.
- Gdzie tak pędzisz?- zawołała Saga. W rękach trzymała swoją kotkę, Fiorę.
- Do gabinetu dyrektora!- zatrzymała się mimowolnie.
- Coś zmalowałaś?- zapytała Ever z porozumiewawczym uśmieszkiem.
- Nie tym razem.-odpowiedziała dziewczyna.
- Coś ty taka poważna? Coś się stało?- zapytała Jessica.
- To długa historia. Opowiem wam ją w kilku zdaniach, bo nie mam zbyt wiele czasu. Wczoraj Lexy i Jenny poszły do Zakazanego Lasu. Zaatakowały je wilkołaki. Na szczęście nie zostały ugryzione. Były jednak ranne. Dzisiaj ich stan się pogorszył, dlatego są przewożone do Szpitala Św. Munga. Spotkałam mamę bliźniaczek, zaproponowała mi, że zabierze mnie tam ze sobą, pod warunkiem, że otrzymam zgodę od dyrektora.
- Myślisz, że znajdzie miejsce dla czterech osób?- zapytała Ever.
Kathleen przez dłuższą chwilkę zastanawiała się, o co może chodzić koleżance. Co ona kombinuje? Czy właśnie zasugerowała, że ma je ze sobą zabrać?
- Nie jestem pewna. Nie wiem, jak tam się przeniesiemy. Ale możemy spróbować.
Do gabinetu Dumbledora poszły już w czwórkę. Saga, która wczoraj była w gabinecie- znała hasło. Miała tylko nadzieję, że od tego czasu profesor go nie zmienił.

- Czekoladowe żaby.- wyrecytowała. Posąg chimery odskoczył w bok, po czym wyłoniły się schody.
- Chodźcie.- szepnęła Jessica.
Dziewczyny niepewnie stawiały kroki. Liczyły na to, że dyrektor dobrze je przyjmie, ale była też taka opcja, że jest aktualnie zajęty.
- Czemu zawdzięczam tą wizytę?- zapytał dyrektor.
Kathleen trochę zdenerwowana przedstawiła swoją prośbę. Nie zdążyła dokładnie wytłumaczyć sytuację, a już Dumbledore wcisnął jej do ręki cztery pozwolenia z jego podpisem.
- Może dropsa?- uśmiechnął się.
Kathleen, Jessica i Saga podziękowały, zaś Ever zgarnęła 4 pastylki.

******************************************************************

-Przykro mi, tylko rodzina.- lekarz pokręcił głową. Przepuścił jedynie mamę bliźniaczek, która spojrzała na niego z oburzeniem:
- No wie pan co! Kuzynek poszkodowanych pan nie wpuści?- kobieta sprytnie użyła kłamstwa.
Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie z pod okularów, ale zgodził się.
Cała szóstka weszła do sali. W schludnie pościelonych łóżkach spały bliźniaczki.
- Są po operacji.- odezwał się doktor.- Jednak powodzenie tego zabiegu możemy stwierdzić dopiero po ich przebudzeniu.- dodał, gestem zachęcając, by panie usiadły.
Nastąpiło niezręczne milczenie, przerywane tylko nierównym oddechem sióstr.
Minuty dłużyły się w nieskończoność. Napięcie było zbyt silne. Kathleen musiała wyjść na korytarz.
Strach i rozpacz ustąpiły miejsce złości. W chwilach porywu dziewczyna uderzyła pięścią w ścianę. W myślach poprzysięgła zemstę Aranei. Była niemal pewna, że to jej sprawka. Nie mogła odmówić Ślizgonce sprytu i urody, ale serca miała z kamienia. Nie okazywała uczuć. Aranei była dla Kathleen po prostu pustką. Chciała ją upokorzyć, zrobić jej coś złego. Sama bała się tej nienawiści jaką ją darzyła, ale nie mogła... Czuła, że nie mogła jej tego wybaczyć...














piątek, 4 września 2015

Rozdział 10: ,,Walka, przeprosiny i ratunek"



Kudłate stworzenie było co raz bliżej, poruszało się bardzo niezgrabnie. Z pyska ciekła mu ślina, a kły błyszczały w świetle Księżyca. Wilkołak przenikliwie zawył. Odpowiedziała mu cisza. Zawył jeszcze raz. Tym razem otrzymał odpowiedź. Zza krzaków wyłoniły się jeszcze dwie bestie. Bliźniaczki sparaliżował strach. Chciały uciekać, ale nogi odmawiały im posłuszeństwa. Całe zlane potem nie mogły przypomnieć sobie żadnego przydatnego zaklęcia. Było już za późno. Zwierzęta bez trudu je dostrzegły. Ruszyły w ich stronę. Lexy i Jenny dopiero teraz odzyskały całkowitą jasność umysłów, rzuciły się w ucieczkę. Niestety, wilkołaki nie zrezygnowały z ofiar. Jenny przyszło na myśl dość łatwe, prymitywne zaklęcie, które poznały w pierwszej klasie.
- Wingardium Leviosa.- Jenny skierowała różdżkę na ogromne, przewalone drzewo.
Napięła mięśnie z wysiłku. Jeszcze nigdy nie próbowała podnosić tak ciężkich obiektów i to jeszcze w biegu. Udało się. Drzewo runęło na jednego z wilkołaków. Ten przewrócił się pod ciężarem drzewa, z torsu spływała mu krew. Towarzysze zatrzymali się i  znad ludzką siłą odrzucili roślinę. Ranna bestia pozostała daleko w tyle. Bliźniaczki próbowały zmylić pościg. Rozdzielały się, by znów spotkać się za którymś z drzew. Zwierzęta znały jednak las nie gorzej niż dziewczyny i nie dały się zwieść. Po 15 minutach takiej gonitwy uczennice Hogwartu były wyczerpane. Nie miały siły uciekać, ale nie chciały tak łatwo się poddać. Lexy zamieniła gałązki w kamienie, powiększyła je i razem z siostrą ułożyła z nich wał obronny.
- Jak myślisz, ile czasu im zajmie przebicie się przez ten mur?- Lexy zatrzymała się, żeby złapać oddech.
- Nieszczególnie długo.- odparła bez zastanowienia siostra, również na chwilę się zatrzymując.
- Dlaczego tak uważasz?
- Bo już częściowo im się to udało!- wrzasnęła Jenny, ciągnąc za rękę siostrę.
Obydwie znów zaczęły biec. Po 30 sekundach stworzenia dosłownie zburzyły wał i bez większego wysiłku dogoniły bliźniaczki...

******************************************************
Kathleen tak świetnie bawiła się z Ryan`em, że zupełnie zapomniała po co tu właściwie przyszła. Czas zleciał im na wzajemnym pluskaniu się wodą i wygłupach. Dopiero gdy zegar w łazience wybił 1 godzinę zdała sobie sprawę, że nadal nie odnalazła przyjaciółek. Próbowała się pocieszyć myślą, że pewnie już dawno wróciły do dormitorium, ale instynkt podpowiadał jej, że jest inaczej.
Pożegnała się ze Ślizgonem, przebrała w szatę i opuściła łazienkę prefektów. Nagle zobaczyła swoją kuzynkę.
- Psst.. Avie! Co ty tutaj robisz?- wyszeptała Kathleen.
- Włóczę się, a ty Kat?- zaśmiała się cicho.
- Właściwie to szukam bliźniaczek. Pokłóciłyśmy się i dotąd nie mogę ich znaleźć.- wyznała.
- Widziałam je!- oświadczyła nieco głośniej kuzynka.
- Ciiii... Bo nas ktoś usłyszy...- wystraszyła się Kat.- Mów dalej.
- Kazały cię przeprosić i tyle. No i pytały się czy widziałam Aranei...
- Nie bujaj.- zdziwiła się Krukonka.
- Mówię serio. Przecież mnie znasz. Poszły za nią. Trochę się martwiłam, jak zobaczyłam przez okno, że wchodzą do Zakazanego Lasu, ale Aranei mi powiedziała, że wymieniły porachunki i już słodko śpią...
- Nigdy nie wierzy się Aranei.- westchnęła.- Założę się, że ona je w coś wrobiła i nadal tam są.- Nie wiem, jak ty, ale ja nie zostawię je tak.
- Idę z tobą!- Avie położyła jej rękę na ramieniu.
Kathleen zgodziła się ochoczo. Postanowiła jednak na wszelki wypadek sprawdzić czy bliźniaczki rzeczywiście wróciły do dormitorium. Tak, jak podejrzewała nie było ich tam. Gdy zrezygnowana wyszła na korytarz okazało się, że oprócz Avie czeka na nią ktoś jeszcze. To była osoba, z którą Kathleen raczej nie chciała się spotkać.
- Kat, chciałem z tobą porozmawiać.- Victor zwrócił się do kompletnie zdezorientowanej dziewczyny.
- Nie ma o czym.
- Daj spokój. Wiem o co ci chodzi. Tak, nie pojawiłem się na imprezie, ale chciałem!
- Nie wciskaj mi kitu.
- Wysłuchaj mnie chociaż przez chwilkę. Gdy pojawiłem się w pokoju wspólnym Gryffindoru moi koledzy nie chcieli mnie wypuścić. Nasz dom od dawna nie miał okazji do świętowania. W końcu było już tak późno, że postanowiłem w ogóle nie iść niż tak znacznie się spóźnić.- wyrzucił z siebie.
- Nie sądzisz, że to dość tania historyjka.- zapytała Kathleen, unosząc brew.
- Musisz mi uwierzyć. Naprawdę jest mi przykro. Przepraszam... Mam tu coś, co może poprawi ci humor.- mówiąc to wyciągnął prześliczną bransoletkę i zapiął ją na ręce dziewczyny.
Gdy to uczynił na kolorowych koralikach pojawił się błyszczący napis: Jesteś wyjątkowa!
Kathleen uśmiechnęła się:
- No dobrze, chyba jesteśmy kwita.
- Nie do końca.- zaśmiał się Victor.- Osoba z którą miałem iść do Hogsmeade nie ma pozwolenia od rodziców, więc pomyślałem, że możemy iść razem. To już za dwa dni.
- Jasne. -odparła Kat. - Och nie!- złapała się za głowę.- Całkiem zapomniałam o tym wszystkim.. Vic, przepraszam Cię bardzo, ale muszę już lecieć.
- Może mógłbym się jakoś przydać?
- No nie wiem... Chociaż... - zawachała się dziewczyna.- Ok, zawsze będzie nam raźniej. Sprawa wygląda tak: Lexy i Jenny poszły do Zakazanego Lasu. Dotąd nie wróciły. Martwimy się, że mogło stać się im coś złego.
- Wasze obawy są uzasadnione.Chyba do końca nie wiecie, jakie stworzenia zamieszkują tamtejsze tereny...
- Mówili nam o jednorożcach i hipogryfach.- odezwała się Avie.
- Jednorożce i hipogryfy to pestka w pórownaniu, z tym co kryje się głębiej.- Victor przybrał poważną minę.- Wampiry, wilkołaki... A co do wilkołaków... Spotkałem dziś Hagrida, twierdził, że są dzisiaj wyjątkowo pobudzone. Same zobaczcie. Jest pełnia.- mówiąc to wskazał na okno.
- A to oznacza, że jeśli je ugryzą...- zaczęła przerażona Krukonka.
- Zostaną nimi na zawsze.- dokończyła Avie.

******************************************************

Bliźniaczki nie miały pojęcia ile trwała walka. Wiedziały tylko, że nie mogą się poddać. Stawka była wyjątkowo wysoka. Próbowały róźnych sposobów, by pokonać bestie. Udało im się skrępować jednego rannego wilkołaka tym samym zaklęciem, co je wcześniej Aranei, ale dla zdrowych przedstawicieli tego gatunku więzły były za słabe. Lexy i Jenny wyczarowały również ogień, by odgonić dzikie stworzenia, ale i to na niewiele się zdało.
Zwierzęta koniecznie chciały dopiąć swego. Zdesperowane bestie decydowały się na coraz
brutalniejsze kroki. Jednemu z wilkołaków udało się pochwycić Jenny, gdy ta wyrywała się, postanowił zminimalizować opór i cisnął nią o ziemię. Jenny upadła na twarz. Z jej rozciętych ust polała się krew. Próbowała wstać, ale złamana noga odmówiła posłuszeństwa. Nie miała siły krzyczeć, gdy jej oprawca pochylił się nad nią obnażając kły. Lexy rzuciła się na stworzenie, ale nie dała mu rady. Ponieważ różdżka wypadła jej z kieszeni musiała walczyć gołymi rękoma. Wilkołak gwałtownie zamachnął się łapą, po czym na policzku Lexy pojawiły się rozległe rysy. Drugi osobnik ciągnął ją za zranioną wcześniej rękę, wbijąc jej pazury. Ona również została powalona. Wiedziały co je czeka. Lexy i Jenny z trudem schwyciły się za ręce i przymknęły powieki, oczekując najgorszego. Sekundy mijały, a nic się nie działo. Bliźniaczki otworzyły oczy. Zaczęło wschodzić słońce .
Wilkołaki wymieniły spojrzenia i pobiegły przed siebie, po drodze zgarniając rannego towarzysza. Niebezpieczeństwo minęło, ale dziewczyny były pewne, że i tak nie pozostało im wiele czasu. Z ran ubywało coraz więcej krwii. Próbowały przypomnieć sobie najwspanialsze momenty ich życia, ale prawie każde wspomnienie wiązało się z Kathleen. Żałowały, że przed śmiercią jej nie zobaczą...

Coś poruszyło się w krzakach. Lexy i Jenny wszystko było już jedno. Po cichu liczyły na to, że ten ktoś ukróci im cierpienia. Im oczom ukazał się piękny lisek polarny z lśniącymi oczkami i śnieżniobiałym futerkiem. Tuż za nim kroczył potężny niedźwiedź, niosący na swoich plecach nikogo innego jak Victora. Lexy przetarła oczy ze zdziwienia, spojrzała się na siostrę, która tylko kiwnęła głową na znak, że też to widzi. Victor zszedł z niedźwiedzia. Bliźniaczki usłyszały ciche pyknięcie. Lisek przemienił się w Kathleen, a niedźwiedź w Avie.
- Jak...wy... nas.. tu...- powiedziała Lexy słabym głosem.
- Na wyjaśnienia przyjdzie czas. Teraz najważniejsze jest przetransportowanie Was do zamku.- Victor podszedł do dziewczyn i bacznie przyjrzał się im urazom.- Avie, pozwól tutaj. Twój ojciec jest uzdrowicielem, prawda?
Dziewczyna pokiwała głową i opatrzyła ranny.
- Nie najlepiej to wygląda. Jenny, twoje złamanie jest dość poważne, ale myślę, że pani Pomfrey szybko sobie z nim poradzi. Lexy, konieczne jest jak najszybsze zatamowanie rany. Co do rys nie są szczególnie głębokie.
Victor pomógł bliźniaczkom wstać.
- Proponuję użycia zaklęcia: Ascendio.-rzekł.
Dziewczyny przystały na jego propozycję. Piątka znajomych chwyciła się za ręce. Unieśli do góry różdżki, wypowiedzieli formułę zaklęcia, aż w końcu unieśli się w górę, po mału przesuwając w kierunku zamku.


Gdy Pani Pomfrey zobaczyła bliźniaczki załamała ręce. Podała im z tuzin rozmaitych specyfików i zmieniła opatrunki.
- Jeszcze wczoraj Kathleen opuściła mnie, a już mam kolejnych poszkodowanych na głowie.- biadoliła pielęgniarka. Bogu dzięki, że je tu przyprowadziliście. Widzę, że miały  fachową opiekę...- pochwaliła uczniów.- Gryffindor, Ravenclav i Hufflepuff otrzymują 25 punktów, a teraz zmykajcie!